W ostatnich dniach De/Vision wydali nową płytę, zatytułowaną "13". Jeszcze jej nie posłuchałem, lecz za sprawą innej syntezatorowo-popowej formacji Mesh, i ich najnowszego dzieła "Looking Skyward", powróciłem myślami właśnie do poznańskiego koncertu De/Vision, który odbył się 5 listopada 2001 roku w dusznym nieklimatyzowanym Eskulapie. Co do teraz nie uległo zmianie.
W pamięci noszę już tylko pojedyncze kadry, niestety mocno za sprawą czasu postrzępione. W pamiątkowym albumie z zachowanymi biletami, też zapisałem niewiele. Zdjęć żadnych. Nie było wówczas smartfonów, a typowego aparatu fotograficznego jakoś nigdy nie nabyłem. I tak, aż do teraz.
W 2001 roku najprawdopodobniej miałem już nowiuśkiego srebrnego Samsunga, następcę pomarańczowego Alcatela, który służył dzielnie przez bite trzy lata. Oba te urządzenia niestety były jeszcze mocno prymitywne. Nie dość, że o wbudowanym aparacie foto nie mogło być mowy, to we wspomnianym Alcatelu nie można się było pomylić podczas pisania sms-ów, gdyż w razie czego, wszystko należało skasować, i od początku... Model ten nie posiadał opcji "zaznacz", "usuń", "Wklej", "pisz dalej", itp.... Malutki ekran pozwalał jedynie na śledzenie tekstu dwóch wersów. Miał on jeszcze taką suwającą się klapkę do ochrony klawiatury, co było ważne, choćby z racji braku zabezpieczenia blokady ekranu urządzenia. Był to sporych rozmiarów pomarańczowy aparat, który przykuwał ogólną uwagę, ponieważ w tamtym czasie niemal wszystkich pogrążyły Nokie.
Okropne wzorniczo, w dodatku osadzone w smutnawych srebrno-szaro-czarnych barwach.
Powróćmy do tematu... Cóż ja tam zanotowałem, w tym moim koncertowym pamiętniku? A to, że występ potrwał trzy godziny. Przed gwiazdą wieczoru, czyli De/Vision, wystąpili inni synth-popowcy z Toy, których posiadam nawet płytę CD, gdy zwali się jeszcze Evil's Toy. Niestety nie zanotowałem listy utworów, a przynajmniej choćby kilku z nich. Widać nie było to wówczas do niczego potrzebne. Zapewne liczyłem na dobrą pamięć, którą jako 36-latek musiałem jeszcze mieć. Szkoda, nie przewidziałem, że po piętnastu latach pozostaną w mej głowie tylko strzępy. Ale i z nich da się coś wydobyć. Zapamiętałem wokalistę Steffena Ketha, występującego w wełnianej ciemnej czapeczce. Chyba z lekka przyciasnawej. Wyglądał modnie. Nie potrafiłem tylko pojąć, jak on się w niej nie ugotował. W Eskulapie, w którym obowiązywała temperatura wrzenia, a Steffen śpiewał z przejęciem i wcale nie statecznie. Z moich skroni spływały sople potu, które poprzez plecy, uda, wdzierały się do stóp. Steffen zaś w tej wełnianej czapeczce przez cały czas suchutki i świeży, jakby dopiero opuścił łaźnię. Gdy osiem lat później rzuciłem w cholerę papierosy, zrozumiałem w czym tkwiła przyczyna.
Zanotowałem ponadto, a raczej odnotowałem zakup maxi singla CD "Heart-Shaped Tumor". Cena 25 złotych. Niemało, ale na koncertach z reguły płyty bywają droższe. Przyznam, gdybym tego nie zapisał, nie zapamiętałbym tego faktu. Mało tego, w ogóle zapomniałem o istnieniu tego wydawnictwa. Przed dzisiejszym wyjściem do roboty zajrzałem do rzadko odwiedzanej szafki z singlami oraz maxi singlami, i faktycznie - jest! Ten spokojnie leżakował w regale pomiędzy innymi zapomnianymi. Chyba nabyłem go na pamiątkę z tamtego wieczoru. Nie przypominam sobie, bym go kiedykolwiek posłuchał. A jeśli tak, to musiało być to jedynie wówczas, po udanym występie. Singielek nafaszerowany remiksami, których nigdy nie lubiłem, a tutaj ich aż pięć. Na pocieszenie zauważyłem dwa nagrania spoza podstawowego albumu. Muszę posłuchać.
Troszkę bzdur Państwu nagadałem w minioną niedzielę. Bo jak się okazuje, wcale nie była chwalebna frekwencja, na kartce stoi jak byk zapisane: "ludzi mało - ok. 300 osób". Hmmm... Jednak pamięć bywa zawodna. Zastanawiam się tylko, na ile te moje wspomnienia mają w takim układzie sens, skoro wiele z nich nie da się już zweryfikować.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"