Fala upałów się kończy, lecz samo lato jeszcze na szczęście nie. Choć niewiele go pozostało. Jak powszechnie wiadomo, gdy dzieciaki już pójdą do szkoły, to następuje wczesna jesień, nawet jeśli w kalendarzu teoretycznie wciąż przez trzy tygodnie lato jeszcze może porządzić. Tego lata, to życzmy sobie nie tylko za oknem, ale i w sercach, bo z tym bywa różnie.
Właśnie jeden z uczestników bloga wypisał się, albowiem zabolał go wpis sprzed dwóch dni. Dobrze, dobrze, ja zawsze w życiu powtarzam, że przyjaciół trzeba mieć prawdziwych, a nie tylko ze sztucznie wymalowanym durnym uśmiechem. Prawdziwy przyjaciel nie boi się mocnych słów, bo wie, że te płyną prosto z serca.
Muszę Państwu powiedzieć, że przestałem się oszczędzać, a także przestałem udawać. Posłużę się słowami drugiego co do popularności w naszym kraju elektryka, Pana Zdzisława Kreczmana, bodaj z Torunia: "wiem co mówię, mówię co wiem, dużo wiem, więc dużo mówię". Otóż, mój kolega, któremu cztery lata temu zmarła żona (tak a propos - fantastyczna dziewczyna!), po dwóch latach, ni stąd ni zowąd, pojawił się w pewnym towarzystwie (dobrych i starych znajomych) ze swoją nową nimfą, której podsukienny balonik wskazywał zdecydowanie na stan odmienny. Pomyślałem, jak to jest, kiedy on na to wszystko znalazł czas? Jak on zdążył w ciągu 24 miesięcy odżałować i opłakać swoją Asię, później dojść do siebie, po czym wyszukać jakiegoś nowego stwora, zakochać się w nim, i jeszcze bezczelnie zapłodnić. Jak on to zrobił? Kiedy? Nie pojmuję. Ja to nie doszedłbym do siebie przez kilka lat, a on zjadł śniadanko, popił kawą, przetrawił i wystękał następnego dnia na posiedzeniu, czytając być może jakąś satyrę Michała Ogórka, by szybciej poszło. I taki człowiek ma czelność przysyłać mi zawiadomienie o ślubie. A ja, być może jako ostatni palant, ubiorę białą koszulę, dokupię skromny bukiecik za kilka dyszek, telegram, przypucuję głupią gębę i polecę ich wyściskać. Tak, tak myśleliście? Toście źle pomyśleli. Bo nie pójdę , a nawet dupska na Pocztę nie ruszę z wysłaniem nieprawdziwych życzeń. Bo raz, że nie czuję klimatu, dwa, kolega mi do tej pory nie pokazał swej zdobyczy, a trzy, bo jestem wredny i nauczyłem się siebie szanować , skoro nie szanują mnie starzy i dawni "dobrzy" kumple. Bo mnie jak rzuciła pierwsza dziewczyna (nietknięta!) , to chodziłem do tyłu przez trzy lata - bez zawieszenia.
Proszę sobie wyobrazić, że ten sam człowiek, mniej więcej dwa lata temu, kiedy to ja opłakiwałem jego żonę, zadzwonił do mnie jednego dnia, aż trzy razy. Nie odebrałem, bo jako że stosuję wyciszony telefon, po prostu go nie słyszałem. Ale myślę sobie, stęsknił się Krzychu, chce pogadać, nie może pewnie spać, bo kochał Aśkę i musi mi się wypłakać w mankiet. No to oddzwaniam do naszego dzisiejszego głównego bohatera, a ten mi oświadcza, że on nie dzwonił, tylko musiało mu się przypadkowo do mnie wybrać. Mimo tego, miałem nadzieję, że skoro już jesteśmy na linii, a dawnośmy się...., to choć chwilkę zagadamy. Masłowski, ty naiwniaku, otóż kolega Krzychu szybko uciął , rzekłszy: "sorry Andrzej za zamieszanie, no to trzymaj się i do następnego razu". Nie będzie następnej razy - jak oznajmił vabankowski Henryk Kwinto, po udanym skoku, pierwszym i dużym po odsiadce, stawiającym Kramera do muru. Kramer też myślał, że cwaniak z niego nie do przejścia, a jednak przyszła taka chwila, że się zdziwił, bo nie pomogły nawet najlepsze szwajcarskie systemy zabezpieczające.
Za pointą niech będzie, że najlepiej chwasty usuwają się same. Czego sobie i wszystkim Państwu, także serdecznie życzę.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)