piątek, 9 sierpnia 2013

Lech - Żalgiris Wilno 2:1 (0:1) - zwycięstwo, lecz przegrana, a ja ponownie na prasówce

bilet i legitka prasowa
Miało być prosto, konkretnie i na temat. Trzeba było tylko szybko odrobić stratę jednej bramki, a potem już tylko dobić "słabego" rywala, który przecież przez zupełny przypadek ograł Kolejorza przed tygodniem. Proszę zatem zapamiętać tę nazwę - Żalgiris Wilno. I to, że to nie był przypadek.
Ten klub, z bodaj kilkunastokrotnie mniejszym budżetem od Kolejorza, i tyleż samo mniejszą powierzchnią  kraju, co także i liczebności, radził sobie przez większość spotkania z Lechem jak chciał. Prowadząc zresztą 1:0 przez długi czas. Przy takim wyniku trza było strzelić przeciwnikom aż trzy gole, ale starczyło czasu i sił, tylko na dwa. No, ale jeśli ktoś zabiera się do roboty w 85 minucie meczu, grając do tegoż momentu niemal skandalicznie i kryminalnie źle, to nie ma o czym mówić i czego analizować. Nie pamiętam Drodzy Państwo, kiedy widziałem tak fatalnie dysponowanego Kolejorza. A trochę jednak tych meczów oglądam. Kolejorza zdaje się, iż ostatnimi czasy nawet wszystko. Z czego dwa ostatnie pucharowe, to nawet na żywo, z trybuny prasowej - czytaj: najbardziej komfortowej. Nie będę zatem rozbierać przebiegu tego spotkania na czynniki pierwsze, tym bardziej , że sumiennie dokonywali tego sportowi dziennikarze porozsiewani wokół mojej paczki kumpli, z którymi przyszło mi się spotkać, a to jest: z Sebastianem (po raz kolejny inicjatorem wspólnego wypadu na mecz) oraz Tomkiem.
znowu uchwyciłem, tym razem komentujący spotkanie Mateusz Borek (ten ze słuchawkami i mikrofonem na stanowisku komentatorskim)
Jeśli potraktować dzisiejszy wypad w kategoriach kumpelstwa, to ten był owocny i bardzo udany. Jeśli zaś dołożyć rangę wydarzenia i jego efekt końcowy, to szkoda gadać. Ale, jeśli dołożyć trzeci stopień, czyli stopień nowego doświadczenia, przygody, a nawet podrasowania fachu dziennikarskiego (to nic, że jam na co dzień jest tylko tym tam, od tej mało popularnej muzyczki), to uznaję dzisiejszy wieczór za pouczający. Bo zamiast ze spuszczonymi głowami grzecznie i skruszale po meczu opuścić obiekt, by w drodze powrotnej ponarzekać na Możdżenia, który zawalał dzisiaj wszystko co dało się zawalić, albo na trenera Rumaka, o to ,że dokonał zmian zbyt późno, co w konsekwencji ..., i tak dalej, i tak dalej ..., to my zareagowaliśmy na hasło rzucone przez jednego ze znajomych "idziecie na konferencję prasową?", a ja na to "a to my możemy na te nasze papierowe legitki?". "No pewnie, że możecie, przecież jesteście normalnymi dziennikarzami" - odparł pan pytek. No to sru - i poszliśmy. Tyle sitek, tyle akredytacji i laptopów, to ja w jednym miejscu nigdy nie widziałem. Jedynie Panie, tylko w telewizji. I to najczęściej, gdy trener musi się tłumaczyć, dlaczego zawalił on, bądź jego gracze. No to na pierwszy ogień polski trener gości Marek Zub, który niemal przepraszał wszystkich , że wygrał z Kolejorzem. Człowiek się cieszył i smucił zarazem. I wiecie Państwo co? Było to nawet dość szczere. Nikt jednak nie pragnął Pana Marka zbyt długo niepokoić, tak więc po bodaj dwóch krótkich pytaniach, podziękowano mu za dalszy udział w konferencji, oczekując na główne danie, a raczej główny żer, w postaci Mariusza Rumaka. Poszły pytania od Radka Nawrota czy Macieja Henszela (obaj wywodzący się przecież z Radia Afera), i kilku innych, a skruszony trener, jakiś taki posmutniały i stonowany. Bo trzeba przyznać, że zagłaskał swą poczciwością wszystkich zgromadzonych, co w konsekwencji doprowadziło do zatamowania zmasowanego szturmu pytań. I też mu odpuszczono.
Kibicom nie było do śmiechu. Na trybunach było ostro. Ultrasi wcale nie chcieli podziękować graczom za te dwa jeden i brak awansu dalej do czwartej rundy. Było zatem: "wypierdalać, wypierdalać!" Tak oto dosłownie. A wcześniej, gdy mecz trwał, skandowano "kurwa mać, Kolejorz grać". Tych skandów, haseł, zaśpiewów, było więcej, ale jako starszy pan, szybko zapominam, więc i zapomniałem.
ultrasy Kolejorza z wyeksponowanym transparentem: "litewski chamie, klęknij przed polskim panem". no comments!
Także,  com widział, posłuchał i podejrzał z boku, to moje. Zawsze myślałem, że konferencje prasowe są nieco dłuższe, bardziej temperamentne, a tutaj ci dziennikarze grzeczni jacyś tacy. Już chciałem sam zabrać głos, ale w pobliżu nikt sitka w dłoni nie trzymał, a poza tym, jak tu się przedstawić : "witam, Andrzej Masłowski, blog nawiedzonego, chciałem zapytać o ..." ? Rumak by ze mnie zarechotał jak żaba. Nie chciałem się pchać na pośmiewisko, ale kiedyś się odważę, zobaczycie Państwo.
Z całego tego wypadu jednak, za najmilsze uważam po prostu wyjście z chłopakami bez naszych ukochanych kobietek. Co za luz, samotni faceci spuszczeni z łańcucha. Wolność i swoboda - jak niesie pewna pieśń. No i te fajne rozmowy, o życiu, o ludziach, jak także i ta dzisiejsza z Sebastianem - wieńcząca cały ten wieczór. Pełen przygód. Kolejny w tak krótkim czasie. Tak trzymać!
konferencja pomeczowa, przy blacie od lewej: były dziennikarz z WTK, a obecnie rzecznik prasowy Lecha Łukasz Borowicz oraz Mariusz Rumak















Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 

(4 godziny na żywo!!!)



dziennikarze na konferencji prasowej
no i przede mną siedzący Maciej Henszel, który na konferencji cały czas stukał na klawiaturze, po czym tuż po jej zakończeniu zadzwonił do gazety (chyba?), że ma oto skończony materiał, który właśnie wysyła do redakcji. Profesjonalista.






=======================================================
=======================================================