Album "Atlantic Crossing" to czas, gdy Rod Stewart zamieniał wytwórnię Mercury na Atlantic, co notabene mamy wbite w albumowy tytuł. Rzeki, morza przemierzyłem, zdał się Rod Stewart za sprawę okładki płyty w koniecznym gatefoldzie oznajmiać. Spójrzmy, Maestro statkiem odbywa podróż za Wielką Wodę, od Szkocji po Stany. Zabiera, nie tylko bagaż wspomnień, ale też kilka przydatnych rzeczy, wśród których piłka do nogi. W ten sposób grafik wytłuścił sympatię naszego bohatera do tej dyscypliny, a przecież powszechnie wiadomo, że i do samego Celticu Glasgow.
Płyta z podziałem na dwie (w domyśle piłkarskie) połowy, jednak o dwóch odmiennych obliczach. Szybka strona A, stosownie zatytułowana 'fast half"' - pomimo, iż akurat numer "Drift Away" do żywych nie należy. Wolna zaś strona B, w zgodzie z zawartością ochrzczona 'slow half'. Pięć wspaniałych wolnizn. Perła goni perłę. My jednak zatrzymajmy się przy finałowej "Sailing" - piosence autorstwa Gavina Sutherlanda, w swoim czasie lidera pięknej folkrockowej formacji Sutherland Brothers & Quiver. Pokochałem tę ekipę dzięki "Arms Of Mary". Grałem w Nawiedzonym nie raz, nie dwa. No więc, "Sailing": ... żegluję przez morza, wzburzone wody, wichry i pioruny, żegluję, by zasnąć u twych stóp... Jedna z tych rozpierniczających mnie od wewnątrz ballad, jakie w życiu było mi dane. I tu puk puk, odzywa się wspomnienie dzieciństwa. Na starym mieszkaniu, pewnego razu rodzice urządzili prywatkę, zapraszając stałą, wierną pakę przyjaciół. Było ich na całe mieszkanie. Impreza zaczęła się w dużym pokoju, przy pełnym oświetleniu, kolacji, a potem czymś na słodko, i tak upłynęła jedna godzina, potem druga... aż wreszcie ktoś zgasił główne natężenie pod stylowym abażurem, zostawiając w kącie jakąś elektryczną świeczką, i zaczęły się tańce. Nie za szybkie, jednak zanim doszło do potoku ballad, to jeszcze chwila przy różnych rytmach. Towarzystwo z czasem porozchodziło się, jedni wybrali skromny parkiet dużego pokoju, inni pogaduchy kuchenne, jeszcze inni znaleźli miły kąt w pokoju mojej Sisterki. Aż w pewnej chwili zorientowałem się, że w głównym lokum prywatki został już tylko wujo Henio Nowaczyk, jego lekkie podchmielenie, oraz ja, trzeźwiuteńki, około dwunastoletni Andy. Wokół sączyła się muzyka z radiomagnetofonu Grundig, piosenki raczej dobre, gustowne, z wyboru Sisterki, aż nadszedł ten moment... Rod Stewart i to jego bezcenne wykonanie "Sailing". Wuja Henio był najwidoczniej wstawiony, ale że inteligent, do końca, bez zataczania trzymał fason w rozchełstanej koszuli i poluzowanym krawacie, nie było mowy, by przed dzieckiem rzucał wulgaryzmami lub pawiami. Wręcz przeciwnie, na poczet nastroju chlapnął jeszcze jednego, po czym podążył w rytmie tej przecudnej ballady. I kiedy piosenka docierała sedna, Wuja Nowaczyk szepnął na ucho znienacka: 'ależ to piękne'. Zapamiętałem to 'ależ to piękne' i często lubię sobie przypominać. Oczywiście wzruszam się, a jakże, już taki jestem. Często się wzruszam, nawet teraz, gdy o tym Szanownym Państwu piszę. I tak jeszcze na koniec, wuja Nowaczyk, vide wuja Henio, to nie był taki wuja więzów krwi, a przyjaciel rodziców, więc i mój. Żaden pan, a po prostu wujek. Na niwie służbowej inteligent, na dobrej inżynierskiej posadzie, ale niestety ze zbyt dużą ufnością wobec kieliszka. Tego powodem Henio młodo umarł. Jego żona Zosia żyła dłużej, ale raczej nieszczęśliwie, ponieważ ich córka, taka w sumie okay Beatka, popełniła samobójstwo. Nie ma więc dzisiaj śladu po Nowaczykach - takich śladów namacalnych - są już tylko wspomnienia.
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub afera.com.pl
"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm