DAN REED NETWORK
"Fight Another Day"
(FRONTIERS RECORDS)
***2/3
Mniej więcej ćwierć wieku temu Dan Reed zastrzegał, że definitywnie kończy muzykowanie zespołowe. I choć wielokrotnie namawiano go do zmiany poglądów (jedynie w międzyczasie realizował się jako solista), ten bywał nieustępliwy. Do teraz. W końcu balon pękł.
Procesem tworzenia całego dzieła zajął się legendarny Derek Shulman - ex-muzyk Gentle Giant, a także współtwórca wczesnych sukcesów takich metalowych instytucji, jak Kingdom Come czy Cinderella. Jednak za produkcją stanął już sam Dan Reed oraz jego dwaj zespołowi koledzy: Rob Daiker oraz Brion James. Sama zaś płyta tworzyła się w rodzimych Stanach, jak i w czeskiej Pradze.
Czy ktoś jeszcze pamięta Dan Reed Network? I ich przebojowy drugi longplay "Slam", na którym nawet swe łapska odcisnął maestro funk/soulu Nile Rodgers - "winowajca" grupy Chic - odpowiedzialny za jeden z najsłynniejszych funk/dyskotekowych przebojów "Le Freak". I choć następny album "The Heat" wyprodukował już bliższy metalowi Bruce Fairbairn (ten od Van Halen, AC/DC, Scorpions czy Aerosmith), to zawarta na nim Pink Floyd'owska przeróbka "Money" także jeszcze wypłynęła spod mikserskich suwaków Rodgersa. Numer nie stał się przebojem, zarówno jak i cała płyta, pomimo iż Dan Reed Network zaskarbili sobie dzięki wszystkim trzem albumom sporą rzeszę sympatyków - głównie jednak w USA. Co prawda grupa Dana Reeda tylko wizerunkiem i rasowym brzmieniem rżnęła się na metalową, albowiem od serca najbliżej jej było do funk rocka. W 1988 roku docenili ich jednak Bon Jovi, zapraszając do uczestnictwa podczas koncertów na lukratywnej trasie "New Jersey Syndicate Tour".
Ciekaw jestem, kto uwierzy w obecną twarz Dan Reed Network. Już widzę te zawodzenia, że co oni tam mogli wymyślić po takiej przerwie, że to, że tamto.... A tu niespodzianka, bo cała płyta "Fight Another Day" autentycznie bardzo udana. Nawet udana nadspodziewanie. Mało tego; jeśli ktoś nie znosi "funkowania", to tym bardziej doceni klimat całości. Przy czym z góry zaznaczę: Dan Reed Network nigdy nie zgrywali się na Red Hot Chili Peppers - i dobrze! Są dużo lepsi, przez co niestety mniej znani i uznani.
Na "Fight Another Day" podoba mi się kilka kawałków w sposób szczególny. Żałuję przy okazji, że radiostacje bywają na nie głuche jak pień. Gdzie ta promocja?. No tak, tylko że obecny wydawca Dan Reedów nie jest potentatem na miarę ich dawnego opiekuna, jakim stało Mercury Records.
Otwierający całość super chwytliwy "Divided" dosłownie prosi się o stadiony świata. Trudno przy nim ustać spokojnie. Przebój, że hej! I tylko niewiele ustępuje mu następny w albumowej kolejności "The Brave". Ten oparty na wyeksponowanym basie i podlany słodką a'la lata 80-te elektroniką po prostu musi pobudzić do tańca nawet najbardziej zramolałe ciało. I tak rozkręca nam się ta płyta z każdą kolejną nutą. Po kilku przesłuchaniach całość utrwala się na dobre, a człowiek czuje gdzieś tam wewnątrz żal, iż ta nie powstała we właściwej epoce. Zapewne dzisiaj mówilibyśmy o niej "klasyk".
Mało tu dawnego funkowania, ale proszę się nie martwić, bo oto taki "Infected" brzmi jakby pozostał po sesji do "Slam" lub "The Heat". Fajny bardzo, choć osobiście o wiele mocniej potrząsnęła mną
ballada "Champion" ("....pragnę żyć i walczyć o każdy kolejny dzień..." - z tytułowymi słowami "fight another day") - śliczne!. Jak i też ledwie o pół gwiazdki jej ustępująca "B There With U".
Pewnym zaskoczeniem może być ujmująca radosną atmosferą i podszyta klimatem reggae "Save The World" (".... kto znajdzie kochasia dla osamotnionego słońca, kto [pokocha nas, kto uratuje świat..."). Jeszcze takich rytmów Dan Reedzi dotąd nie spłodzili, choć pozwalali sobie na wiele. To jedyna kompozycja, gdzie głównym wokalistą nie jest Dan Reed, a gitarzysta Brion James. Przyznam, że na co dzień nie znoszę takiej muzyki. Przy reggae zamiast rasta barw dostaję białej gorączki, a jednak w tym wypadku poddaję się - kawałek kapitalny! 25 lat temu zapewne okupowałby wierzchołki list przebojów.
Jest jeszcze jeden tak zwany killer, w postaci "Reunite". Żaden to funk czy metal reggae, a zwyczajna ładna i nieszybka piosenka, z kolejnym zapamiętywalnym refrenem. Bardziej pop, niż rock. Bez szkody dla niej z tego powodu. Pięknie zagrał tu na gitarze Brion James. Zupełnie jakby się nasłuchał U2 lub Coldplay.
Pozostałych piosenek być może nie słucham już z takimi wypiekami na twarzy, ale i im niczego nie brakuje. Całość jest zgrabna i smakowita. Wyzbyta rzeczy niepotrzebnych, co mocno podnosi poprzeczkę, gdyby czasem Dan Reed się nie rozmyślił i jeszcze coś, kiedyś....
Bardzo fajnie, że powrócili. A jeszcze lepiej, że tak udanie.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"