Klub "Blue Note", Poznań, 8 maja 2013 (środa)
godzina 20.00
support GARY CHANDLER (z grupy JADIS)
gwiazda wieczoru PENDRAGON
Miałem nadzieję napisać nieco gorzkich słów o tym koncercie, by nie było tak zwyczajowo grzecznie i nudno zarazem. Bo ile można bywać na świetnych koncertach?. Niestety, można!
Kiedy z moim nieodłącznym kompanem koncertowym Peterem, dochodziliśmy do Kościuszki, tuż przed nosem mignął nam jakiś młodziak w koszulce z wydrukowanym Kultem. Myślałem, że rzygnę. Piotrek też to poczuł. Spojrzeliśmy na siebie, wymieniliśmy grzecznościowe "jak takiego gówna można słuchać?", i poszliśmy dalej. Kiedy przekroczyliśmy próg Blue Note'u, nie było jeszcze tłumów. Nie zjawiły się zresztą owe już do samego końca, ale mimo to zapełniło się jakoś doborowym towarzystwem fanów, na tyle przyjemnie, iż muzycy ze sceny mogli odnieść wrażenie solidnie wypełnionego klubu. Wcześniej musiałem się jeszcze wylegitymować dowodem tożsamości, albowiem Krzysztof Ranus wespół z Metal Mind'em, wpisali mnie na listę gości. To taka lista tworzona dla zazwyczaj typowych darmozjadów, czyli dla dobrze zarabiających, nie interesujących się muzyką, lecz należących do pewnej elity, a więc na zasadzie, trzeba się pokazać. Na szczęście nie mam nic wspólnego z owymi wytrychami, ale przyznaję, nie pogardziłem gratisem. I w tym miejscu, składam dzięki , choć zdaję sobie sprawę, że i tak włodarze metalowego koncernu nie znajdą czasu na wypociny nawiedzonego.
Nie chcę przedłużać pisząc kolejnej relacji z koncertu, usłanej w łzawe recenzenckie szaty, gdyż na pewno zrobią to za mnie lepiej inne etatowe pismaki. Ja sam swobodniej czuję się w recenzowaniu płyt, niż w przywoływaniu koncertowego ducha, którego przecież i tak za sprawą kartki papieru i ołówka, nikomu dotąd przywołać się nie udało.
A zatem krótko. Najpierw, tuż po godzinie 20-tej, pojawił się na scenie Gary Chandler. Gdyby ktoś nie wiedział, Chandler to muzyk bardzo pięknej i malowniczo-rockowej grupy Jadis. W zasadzie, można by rzec, iż Gary Chandler to cały Jadis. Muzyk ten, jest człowiekiem orkiestrą w jednej osobie. Śpiewa, gra na gitarze (cudowne solówki także), komponuje, projektuje okładki, itd ... Pozostali jego koledzy służą niestety tylko do akompaniamentu, i wypełnienia brzmienia. Brzmienia, którego niestety dzisiaj Chandlerowi zabrakło. Choć pięknie śpiewał i grał, lecz cała reszta podkładu, towarzysząca niestety z komputera, wypadła dość blado i nieco kanciato. Szkoda, jestem pewien, że gdyby Jadis wystąpili jako pełny zespół, to na pewno byłoby dużo lepiej, a tak, przyszło się tylko nacieszyć posłuchaniem okrojonego o cały aranżacyjny koloryt Chandlera. Co i tak dla mnie stało się pewnym miłym wydarzeniem, bowiem nigdy wcześniej nie miałem takowej możliwości. Za pierwszym razem, a było to nieco ponad 10 lat temu, Chandler także otwierał poznański koncert Pendragon, a było to w Eskulapie, i nie udało mi się zobaczyć wówczas nawet jednej nutki. Późno skończyłem robotę, a gdy dotarłem na miejsce, muzyk jeszcze śpiewał "Weather With You" - cover Crowded House, niestety ledwo sprawdzono mój bilet, ni już miałem wejść na salę, a tu akurat się skończyło. Dzisiaj trochę mi tamto zdarzenie nieco się zrekompensowało, jednak żałuję, że nie zagrał Chandler moich ukochanych numerów z - genialnej !!! - płyty "More Than Meets The Eye". Albo choćby jakiegoś utworu The Alan Parsons Project - co jak wiemy, potrafi uczynić z niesamowitym urokiem. Kto zatem nie zna starych Jadis, nie kupi w ciemno tamtej muzyki na podstawie dzisiejszego występu jego lidera.
A teraz już weźmy na ruszt Pendragon. Jak zawsze baśniowy, a i ostatnio nawet nieco drapieżniejszy, szczególnie, gdy gra kompozycje z fantastycznych płyt: "Pure" czy "Passion"
Nick Barrett nieco podziębiony, z towarzyszką chusteczką, ale głosem nieskalanym, a i krystalicznym jak łza. Co tam łza, Stanisław Anioł powiedziałby zapewne "jak łza - a nawet dwie".
Cała czwórka Zeus Pendragonów zagrała tak , że pozamiatała wszystkie kurze z lady barmanów. Nawet oni, zazwyczaj znudzeni nudnym podawaniem piwska, dopraszającym się co rusz upitym gębom, teraz stali jak wryci, i nawet nie mieli czasu zajrzeć na zaplecze czy kufle już pomyto. A tłum , z racji, że zapłacił za bilety, wyginał się w biodrach we wszystkich kierunkach wraz z pięknem gitarowych solówek Barretta, królewskich pasaży klawiszowych Clive'a Nolana, a także skromnego i wyciszonego dzisiaj jakoś szczególnie Petera Gee, który zazwyczaj lubi tańczyć w rytm uderzeń swych czterech strun. No, ale mocno mu energię podbiera od kilku lat młody i zwariowany perkusista Scott Higham.
Były ładne światła, ekranowe wizualizacje, piekielnie dobre nagłośnienie (selektywne i czytelne) oraz czwórka sympatycznych Brytyjczyków, grających elegancką odmianę rocka. Zdecydowanie niemodną, przez co nigdy nieprzemijającą. Taką nawiązującą również do ich kulturowej i historycznej tradycji, ale najczęściej do świata fantazji, baśni, wyobraźni, marzeń, nie uciekając przy tym od spraw namacalnych, dotkliwych, realnych ...
Drodzy Państwo, bo Pendragon , to wyjątkowa grupa, i do dzisiaj nie pojmuję dlaczego nie zyskała takiej popularności jak niegdyś pokrewne Marillion, Camel czy przynajmniej wczesny Genesis. Widać sprawiedliwość, to nie miejsce stworzone dla tego świata. I tutaj kłania się ich płyta "Not Of This World", gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości do czego tak naprawdę służy.
Notowałem sobie w telefonie "piosenki" , ale niestety z opóźnieniem nieco, tak więc wszystkiego zręcznie nie zapisałem, a w moim wieku pamięć już ostro płata figle, tak więc wypiszę co było na pewno, choć nie po kolei. Co pominąłem - darujcie. A więc...., podobno od "więc" się zdania nie zaczyna, tak więc wróć! Jeszcze raz, od początku. Były zatem na pewno: "Freakshow" , "The Green And Pleasant Land", "Paintbox", "The Black Knight", "Nostradamus (Stargazing)", "Your Black Heart", "Breaking The Spell", "Empathy", no i na pewno na bis , to już wg kolejności: "Indigo" (uproszone przez publiczność) i "Master Of Illusion". Po czym publiczność się zlitowała nad wykończonym Barrettem, który na pewno już marzył o gorącej kąpieli, jakiś kroplach do nosa, miłej zacisznej kolacji, a być może i o stawiającym na nogi drinku. W końcu, jutro czeka wszystkich pendragonowych muzyków Warszawa, a pojutrze Bielsko-Biała. I trzeba być zdrowym. Czego wyjątkowo mocno
życzę Nickowi. Szczególnie, że dla nas w Poznaniu, zdrowia mu starczyło, a przydałoby się zagrać tak samo pięknie i z taką samą wokalną formą tam, tak jak i tu.
Kolejny przecudny koncert. Przepraszam, że to napisałem, choć ja i tak wiem, że jako bywalec zawsze tych koncertów gorszych i najgorszych, zapewne te "jutrzejszo-pojutrzejsze", będą jeszcze dużo, dużo lepsze. Gwarantuję. Nawet jeśli jest to po prostu niemożliwe.
P.S. Utrwalone na zdjęciach dwa bilety z dzisiejszego wieczoru, otrzymałem w prezencie od ich pełnoprawnych właścicieli, czyli od Reni i Petera. Oni ich na szczęście nie potrzebowali, a ja bym nie miał żadnego materialnego śladu po tym koncercie. Moi znajomkowie, to ludzie normalni, ja podobno świr, więc wiadomo komu to potrzebne.
P.S. Dopisano 13 maja 2013, oto pełna setlista z Poznania:
1. Intro G.Bizet "Carmen"
2. The Voyager
3. This Green and Pleasant Land
4. Paintbox
5. The Freak Show
6. The Black Knight
7. Nostradamus (Stargazing)
8. Your Black Heart
9. Breaking the Spell
10. Passion
Encore:
11. Indigo
Encore 2:
12. Masters of Illusion
dzień później w Warszawie (klub Proxima) Pendragon zagrali to co powyżej + 4 dodatkowe utwory
=============================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)