środa, 29 maja 2013

od polskich KISSI-ów, aż po moje wojowanie

Od kilku dni wśród fanów klasycznego łojenia, zrobiło się takie małe zamieszanie, a to z uwagi na plakaty, które reklamują w wielu punktach Poznania koncert KISS. Tak, tak, to KISS, tylko trzeba tam jeszcze dostrzec małą literkę "i", która pojawia się na końcu wyrażenia. A zatem KISSI, tak to się zwie. To jest Proszę Państwa polski tribute band, a więc młodsi "bracia" słynniejszych "nieco" nowojorczyków.
Koncert ten, ma się odbyć w najbliższą sobotę 1 czerwca, w klubie "u Bazyla". Nigdy nie byłem tam jeszcze , bo jak wiemy, ten klub nie cieszy się dobrą sławą. Może dlatego od jakiegoś już czasu następuje w nim zmiana jakościowa. W sensie doboru repertuaru i wymiany kibiców. Całkiem niedawno zagrali tam nawet SBB. A to już coś oznacza.
Nie znam KISSI, ale na zdjęciu panowie wyglądają rewelacyjnie. Prawie jak oryginał. Choć "prawie", czyni zawsze wielką różnicę. Mam nadzieję, że sztukę jak i całe szoł, KISSI opanowali do perfekcji, no i będzie ubaw po pachy. Bo chyba o to właśnie chodzi, a nie o jakieś śmiertelnie poważne porównywanie grupy, do "niepodrabialnego" przecież oryginału.
Informacja na plakacie głosi, że bilety w przedsprzedaży kosztują 15 złotych, a w dniu koncertu złotych 20. To nawet niedrogo. Nawet dla takiego biedusa, jak ja. Bowiem ja Drodzy Państwo, jestem tylko bogaty duchowo, natomiast w sejfie zionie puchą, że hej! Kolega mi niegdyś powiedział, iż nie jest wstydem nie posiadać pieniędzy, wstydem jest je kraść. Poza tym biedny człek, zawsze się wmiesza w szary tłum, i będzie widzieć więcej od mości panującego hrabiego, który nie opuszcza pałacowych murów..
Jadąc dzisiaj tramwajem do roboty, zauważyłem młodego człowieka w tiszercie z okładkami płyt Meat Loafa. Straszył tam  pierwszy nietoperz, a także i drugi, być może również nawet trzeci, lecz klapa od skórzanej kurtki, nieco mi przysłoniła resztę. Są jeszcze porządne uszy w tym moim mieście. Chciałbym, by ów człowiek, został słuchaczem nawiedzonego studia. Byłoby nas więcej. Bo o taką jakość właśnie walczę. O te trzy procent mądrości i wrażliwości, jakiej potrzebuję do utrzymania statusu przyzwoitości nawiedzonego studia. Specjalnie użyłem słowa "mądrość", a nie "inteligencja". Wielu ludzi błędnie ze sobą zestawia te dwa pojęcia. W dzisiejszym świecie nie brakuje inteligentów. W większości inteligentów głupich lub inteligentów prostaków, że o posiadanym darze wrażliwości, nawet nie wspomnę. Ten dar, posiada góra trzy procent, reszta stanowi tylko za tło dla owych trzech procent. Dlatego, nawiedzone studio nie ma w sieci stada hejterów, gdyż nasza moc tychże przerasta, że nie mają już czego i kogo nienawidzić.
Zbliża się kolejny długi łikend. Kolejne lenistwo. Zobaczcie Państwo, w jakim to bogatym kraju mieszkacie. Nie ma kwartału, by nie szło się poobijać nieco. Ja to nie lubię "nic nie robienia". Męczy mnie ono bardziej, niż jakakolwiek robota. Lubię, gdy coś się dzieje. Nie potrafię wypoczywać. Dzień, dwa, to jeszcze jakoś tak, jednak dłuższe "wolne", po prostu mnie wykańcza. Dlatego ja w piątek i sobotę zasuwam do roboty. Pamiętam czasy, gdy z moją rodzinką wyjeżdżaliśmy na koszmarnie długie 2-tygodniowe wakacje. Już po kilku dniach, odliczałem dni do końca, niczym żołnierz starej fali, który zawsze mawiał: "mnie nic nie rusza, bo ja to mam cienko na fali". Niezorientowanym wyjaśnię, że ów zwrot "cienko na fali", oznaczał, iż dany delikwent miał mało dni do cywila. Po prostu kończyła mu się miara. Autentyczna, krawiecka, taka na metr pięćdziesiąt. Bo od stu pięćdziesięciu dni się odliczało do upragnionego zera. Wiem co mówię, mówię co wiem, dużo mówię, bo dużo wiem, jak mawiał słynny elektryk z Torunia. Przez moment nawet słynniejszy od tego z Gdańska. Tak więc, wiem co mówię, albowiem byłem w prawdziwym wojsku - i to przez dwa miesiące!!!. W lotnictwie morskim marynarki wojennej. Tak Drodzy Państwo, byłem marynarzem słodkich wód, jak to się mawia. Czyli, byłem takim marynarzem, który nosił mundur marynarski, lecz na oczy wody nie widział. Mało tego, ja to nawet nie zajmowałem się nawigacją, bo zrobili ze mnie opiekuna magazynu żywności. A konkretnie, to zajmowałem się wydawaniem pieczywa dla całej kompanii. I to zawsze takiego już starego. Minimum sprzed dwóch dni, choć codziennie przecież przychodziło świeże. Jednak te świeże, można było dopiero wydać po minimum dwóch dniach. Dawano wojsku pół czerstwe, gdyż takie ponoć zdrowsze. Byle tylko pleśnią nie obrosło. Poza chlebem, pełniłem jeszcze inną ważną funkcję, mianowicie kisiłem w beczkach ogórki. Uwierzcie mi Państwo, miałem dzięki temu najwięcej kumpli. Gdy po 67 dniach wychodziłem do cywila, żegnano mnie z większymi honorami, niż samego papieża. Wcześniej, na nocnej imprezie, poszło pół beczki owych ogórków, natomiast pan kotłowy, zarobił na kupionej przez nas wódzie więcej , niż wynosił przeciętny dzienny utarg w monopolowym. To były czasy. Dzisiaj miło je wspomnieć, pomimo iż wówczas wcale mi do śmiechu nie było. Powinienem opisać w końcu tę moją chlubną ucieczkę z woja, z tym, że akurat dzisiaj, nie mam już na to czasu. Jednym wszak chwalę się po dziś dzień, jak to mnie WSW zgarnęło z domu, i osadziło w wojskowym areszcie. Na bite i niekończące się 27 godzin. Musiał nawet po mnie przyjechać pewien mundurowy szycha z samego Pomorza. A jeszcze później, także zamieszkać u mnie na kolejne dwa dni, bowiem przepustka na to pozwoliła, więc trza było opić. Tak więc, kolejne imprezowanie, w dodatku z całym osiedlem. Po powrocie do jednostki, nastały kolejne dwa dni w areszcie. Także, naprawdę fajnie było. Kiedyś opiszę całość. Ucieczka z wojska była dla mnie wielkim doświadczeniem, a i frajdą zarazem. Przede wszystkim - autentycznym honorem spierdolenia z tego socjalistycznego burdelu. Dzisiaj być może już bym się na to nie odważył, ale wtedy ... , gdy się miało 21 lat ... Pamiętacie Państwo słynnego Kalibabkę, tego z Dziwnowa? Tego Kalibabkę vide Tulipana, na którego to perypetiach i autentycznych wydarzeniach zarazem, nakręcono telewizyjny serial?  No to ja, zupełnie jak ten Tulipan, który zwiewał przed milicją.
I do czego to ja tutaj z Państwem doszedłem. A miało być tylko o koncercie KISSI-aków "u Bazyla".



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 

(4 godziny na żywo!!!)