wtorek, 28 maja 2013

parę myśli do poobiedniego rogalika przy kawie

Rozpocząłem dzień od francuskiego tonu. Wczorajszy koncert Rosy Kikour, nakręcił mnie na kilka podobnych piosenek. Do boju ruszył między innymi Neil Hannon ze swoim The Divine Comedy. Pamiętacie Państwo wspaniały koncert z Pól Elizejskich? Okazało się, że mam na płytach także Mireille Mathieu i Edith Piaf, wystarczyło tylko dobrze poszukać. Fanem żabojadziego gaworzenia zapewne już się nigdy nie stanę, lecz na wczoraj i na dziś także, miło było pobuszować sobie po tej niecodziennej krainie.
Nie kupiłem na koncercie płytki Rosy Kikour, ponieważ cała sakwa poszła na drogie piwo. W Blue Nocie nie mają nic a nic zrozumienia dla niemajętnych. Na szczęście dzisiaj rano zadzwonił Krzysztof Ranus i zaproponował płytę wczorajszej Gwiazdy, zaledwie za dwie dychy. Tanio to, ponieważ na koncercie chodziła za dych cztery, a i tak była to już cena przekreślona z dych pięciu. Pewnie management Rosy puknął się w czoło, że choć sala koncertowa ładna, a i ludzie gustowni odziani, to w ich kieszeniach panuje bezlitosna pucha, gdyż wszystko poszło wcześniej na kreacje i stolikowe menu. Że tak się francuszczyzną posłużę.
Wracając do wczorajszej dystrybucji płyt, to rozbawił mnie tamtejszy kartonik z płytami. Otóż, na jego wieku stało napisane jak byk "40 zlotys". Dla ślimakojadów fonetyka "złotych", słyszana jest tak oto właśnie. Zastanawiam się, jak my Polacy jesteśmy przez nich słyszani w tych naszych oratorskich wypocinach, gdy akcentujemy "rrrr" lub "chrrr". Ubaw po pachy. A to i tak nic, proszę posłuchać holenderskiego "h". Że też się te niderlandy nie zachłysną, nie uduszą. I tak od maleńkości. Budzi się do życia nowy Holender i już "hhh-ramoli". To ja już wolę śpiewać, ćwierkać, gwizdać i szeleścić. Jakoś to bliższe naturze. Tak mi się przynajmniej wydaje. Posłuchajcie Państwo dookoła natury , tam też tylko ćwir i ćwir. Nawet chrabąszcze nie chromolą.
Rosy Kikour była wniebowzięta. Nawet się namiętnie rzuciła w objęcia Krzyśka Ranusa, i obcałowała tegoż dookoła-wsząd (czytaj: zewsząd). Krzysiek tak się wzruszył, że już ma ochotę zrobić Rosy wielką trasę po Polsce. No, i oby. Bo, że tak brzydko powiem - sprzeda się na pewno. Muzyka ponadczasowa, niemodna, zawsze się sprzeda, gdyż ta nigdy nie ulega przedawnieniu. Wystarczy spojrzeć, co zrobił z połową naszego kraju serial o Annie German. Od razu wszystkie firmy przypomniały sobie o jej nagraniach, a płytami zatrzęsło w każdym niemal sklepie. Do niedawna na takim Allegro winyle Ani German chodziły po 8-10 złotych, i nikt prawie nie kupował. Dzisiaj żąda się już co najmniej 30-50 zł - i wiecie Państwo co? - schodzą, że hej!. Ja sam, mając podwójny egzemplarz "Człowieczy Los", zarobiłem więcej, niż zwyczajowo przeginający cenowo Empik.
Jestem przekonany, że gdyby nakręcić zgrabne filmy o Mieczysławie Foggu czy Annie Jantar, to też by zagrzmiało w polskiej kulturze, a i na półkach sklepowych.
I może lepiej zacząć inwestować w kulturę Panie Premierze Donaldzie oraz Panie Ministrze Zdrojewski? Po co budować tuziny boisk i stadionów. Dla kogo? Dla tych kopaczy, co to zawsze zawodzą. Szkoda zdrowia, czasu i naszych pieniędzy. Może doceńmy własną sztukę, to docenią ją później wszyscy. Bo jeśli sami nie zaczniemy się doceniać i szanować, to nie zrobi tego nikt.
Oglądając niemiecki finał LM na Wembley, byłem bliżej swym sercem ku naszej dortmundzkiej trójcy, lecz tak po prawdzie, zupełnie obojętnym pozostawało mi kto wygra, a kto przegra, bo wiadomym było, że losy triumfatorów i pokonanych i tak podzielą tylko Niemcy. Grający na poczet piłki niemieckiej - nie polskiej! Zatem moje serce pozostało w  szufladzie, gdyż na cholerę je nadwyrężać dla jakiś sukcesów "obczyźnianych". Co mnie obchodzi jakiś Manchester, Barcelona czy Bayern. Nie moje pole, nie moje zabawki, a gruszki też pogniłe.. Mnie obchodzi nawet kiepska Warta, czy błagające o litość Podbeskidzie z krainy Bolka i Lolka, a nawet mistrzowska Legia. Tak, tak, bo to z naszego pola boju, z walki w słusznej sprawie - bo o mistrzostwo Polski !!! A nie mistrzostwo jakiś tam,  w dodatku bełkocących obcym mi językiem. Bliższy mi zawsze będzie jakiś Fin czy Serb, ale rżnący w piłę u nas, niż Polak robiący na konto federacji Niemiec czy Hiszpanii. Tym bardziej, że ów Fin czy Serb, w końcu nauczy się naszego ojczystego. Proszę posłuchać jak pięknie posługują się nim choćby tacy: Prejuce Nakoulma (Górnik Zabrze) czy Manuel Arboleda (z Kolejorza). Okazuje się, że można się nauczyć dobrze polskiego. Szczególnie jeśli się chce tutaj grać, mieszkać, żyć... Dlatego, naszemu kulturalnemu włazidupstwu mówię "nie". Bo skoro, ja jadąc na Wyspy, muszę się mizdrzyć językiem Szekspira, choć ciężko mi to idzie, to niech obywatele z ojczyzny Beatlesów, także popróbują i nieco z siebie wykrztuszą. A tak przy okazji, to ciekawe, że zawsze, gdy kroczy chodnikiem jakaś grupka studenciaków gaworzących mową słuszną, bo ojczystą, to podsłuchać niczego nie ni w ząb, lecz gdy spotkamy jakiegokolwiek samca Portugalczyka czy Włocha w otoczeniu trzech dziewic Polek, ostro dobijających o względy tegoż, to uczelniany angielski, szlifowany jest wniebogłos tak, że nie ma takiej maszyny, której by nie zagłuszyło. Ale o tym, to już innym razem.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 

(4 godziny na żywo!!!)