środa, 7 listopada 2012

z wtorku na środę, czyli (i tak zwyczajowe) moje codzienne tradycyjne nocne markowanie

Siedziałem do po trzeciej w nocy nad winylami, przegrywając je dla znajomego. Nie zawsze słucha się tego czego się chce, ale zawsze zdobywa się pewną wiedzę i doświadczenie. Zatem - warto. W okolicach piątej płyty (a było ich łącznie sześć) dostawałem pomału kręćka, gapiąc się stale na rowki, igłę, label,.... Trzeba niestety wszystko kontrolować. Nie tylko wystarczy przeczyścić czy odkurzyć samą płytę, ale i ustawić potencjometry, sprawdzić przerwy pomiędzy utworami, itd... Robota to niełatwa i żmudna, dlatego płyty przegrywam jedynie na potrzeby audycji lub po prostu w ten sposób dorabiam na chleb. Nagrywarka audio tym różni się od komputerowej, że nagrywa niemal idealnie - czyli tak jak jest de facto na płycie. Postanowiłem się w końcu nieco oderwać od talerza gramofonu, podszedłem do uchylonego okna, które robi za lodówkę, chwyciłem za butelkę Pepsi, i nalewając sobie szklaneczkę, włączyłem telewizor. Miałem nadzieję trafić na coś ciekawego. Przeleciałem się po dwudziestu lub nawet i więcej kanałach, i doszedłem do wniosku, że na cholerę ja w ogóle trzymam to urządzenie w domu. Bo albo nie mam szczęścia do trafiania na ciekawe programy, albo oferta programowa w mojej telewizji kablowej, zestawiona jest z samego szrotu. Nie wymagam cudów od Polsatu czy TVN, gdyż te zatrudniając ludzi o trzech żołądkach muszą się nachapać, przez co nadają tanią rozrywkę dla coraz to bardziej "wymagającego" społeczeństwa. Ale pamiętam jak jeszcze do niedawna tryskały bogatą ofertą kanały popularno-naukowe, jak Planete, Discovery, itp...  Dziś, gdy te dorobiły się podkanałów typu HD lub z dopiskiem history, wild, czy tym podobnie..., na swych podstawowych pasmach zioną nudą. Co włączę, to albo jacyś goście zmieniają koło w samochodzie, albo instalują dynamit, by jakiś tam kawał żelaztwa wysadzić w powietrze, i zbadać później strukturę wytrzymałości rozwalonego ajzola, itp.... Z kolei, do niedawna jeszcze fajne programy typu Animal Planet lub National Geographic, pokazują nieprzerwanie kliniki dla zwierząt, albo policję tropiącą sadystów nad tymi biedactwami, bądź jakieś wymiotliwie nudne inżynierie mostów , wieżowców, czy innych cholernych konstrukcji. Rozumiem, byznes ys byznes, ale czy już wszystko co dobre koniecznie musi przechodzić do drogich płatnych kanałów?, a reszta ludu niech się zadowoli ochłapami?.
Skończyłem zatem przygodę na kanale informacyjnym, w którym na szczęście wczoraj nie wyciągano smoleńskich upiorów. Uff, a jaka to ulga nie widzieć głupich gęb Kaczyńskich, Macierewiczów, Hofmanów czy Brudzińskich - bezcenne!. A wszystko to dzięki wyborom w USA. Poświęcono wczoraj nawet specjalne bloki wyborcze na wszystkich info programach. Mniemam, że to nawet bardziej ważne dla każdego polskiego obywatela, niż nawet radość z triumfu Jerzego Janowicza na kortach w Paryżu. Rozumiem, że wybory w Ameryce muszą być rownież tak samo ważne dla nas jak i dla samych Amerykanów. Dobrze, dobrze, liczę na to, że nasz trudny los zatem równie mocno porywa na codzień cały lud za Wielką Wodą. Liczę także, że skoro takie kraje jak Słowacja poruszają się od dawna z Amerykanami w strefie bezwizowej, to że nas także czeka ten przywilej już niebawem. Tym bardziej, że co kadencję to słyszę. Obiecanki cacanki, a więc panowie garniturki z łajt hausu, teraz jest ku temu idealna okazja, by słowa dotrzymać.
Pamiętam jak niedawno Mitt Romney przyobiecał, że on to na pewno załatwi. Tylko musi wygrać wybory, i Polacy dostaną to na co czekają, i co już dawno mieć powinni. I że on to w ogóle nie rozumie dlaczego nie zostało to jeszcze do tej pory załatwione. No cóż, wypadało mi zatem trzymać za niego kciuki. I do trzeciej w nocy w moim telewizorku (bo nie wam jak w Waszym?) Romney dzielnie wygrywał z Obamą. Pomyślałem, kurcze - wygra!. Ale nie, rano się obudziłem i wyszło jak prognozowano. Pomimo iż kilka godzin wcześniej wciskano wszystkim, że tylko jeden procent dzieli obu kandydatów, a czasem to nawet ci szli po równoważni. Koniec końców wyszło 303:206. Widać tam w Ameryce źle funkcjonują wszystkie prognozownie. U nas byłoby to niemożliwe. Jarek , gdy dostaje obowiązkowe baty po dupie, to nikt nie śmie mu w oczy kłamać, że ten przez przypadek wygra, bo w przeciwnym razie, to aż strach byłoby pomyśleć.
W telewizorku zakończyła się na szczęście cała ta wielotygodniowa figielarnia z dwoma marionetkami w tle. Można odetchnąć i powrócić do naszej rzeczywistości. I niech się dalej jakoś kula, dopóki znowu ktoś nie podłoży trotylu.




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl