niedziela, 4 listopada 2012

GARY MOORE - "Blues For Jimi" - (2012) -

GARY MOORE - "Blues For Jimi" - (ORIONSTAR / EAGLE RECORDS) - ***



Nie ma chyba na świecie gitarzysty rockowego, który nie powoływałby się na inspiracje twórczością Jimiego Hendrixa. Tak jak r'n'rollowym królem pozostanie na zawsze Elvis Presley, a inicjatorami beatu szczycić się może Liverpoolska Czwórka, tak wszelkiego rodzaju gitarowe wymiatanie, rzeźby, szlify czy jazgoczące sprzężenia , kojarzyć się będą zawsze z tym niezwykłym czarnoskórym czarodziejem sześciu strun.
Jednym z jego uczniów był właśnie Gary Moore. Szkoda, że od blisko dwóch lat myślimy już o nim w czasie przeszłym. Jak wielki wpływ wywarł na niego sam Jimi Hendrix, niech zaświadczy niemal cała twórczość Moore'a. W każdym przecież dźwięku czy nucie, aż nadto dobitnie to słychać. A i przy okazji, warto wspomnieć jeszcze o symbolicznej okładce do kapitalnego albumu "Still Got The Blues". Pierwszego stricte bluesowego w dorobku Irlandczyka, stąd zapewne było tak ważnym powołać się na inspiracje.
Wydany kilka tygodni temu koncertowy "Blues For Jimi", jest kolejnym hołdem Moore'a dla Boga Gitary - choć już pośmiertnym. Ukazał się on nie tylko na płycie kompaktowej, ale zarówno na DVD, jak i na blu-rayu. Na jego program składa się ponad 70-minutowy materiał z koncertu, który odbył się w londyńskim Hippodromie, pod koniec października 2007 roku.  A zatem w okresie , w jakim artysta zarzekał się, iż z bluesem nigdy nie zerwie, a z kolei długą przygodę jaką przeżył wcześniej z hard rockiem, uważał za delikatnie mówiąc; źle obraną drogę artystyczną.  Jak wiemy, niedługo potem zmienił zdanie, przystępując nawet do realizacji kompozycji dość mocno utrzymanych w duchu metalizujących płyt z lukratywnej (dla niego) epoki lat 80's.  Trzy z powstałych wówczas utworów poznaliśmy niedawno na koncertowym albumie z Montreux 2010 (wydanym w 2011 r.) - który ukazał się kilka miesięcy po jego śmierci.
G.Moore nie ukrywał zresztą nagrywania na krótko przed swoją śmiercią pełnego studyjnego albumu, tak więc mamy świadomość istnienia nagrań, które zapewne przy jakiejś tam okazji, powinny się w końcu ukazać. Zanim jednak do tego dojdzie, posłuchajmy teraz niezwykłego koncertu, który kto wie, może gdyby sam muzyk miał decydować, nie prędko, bądź w ogóle, nie zostałby wydany.  Można tak spekulować, skoro przez kilka lat, materiał ten przeleżał w archiwum. Szkoda byłaby wielka, gdyż jak się okazuje, koncert to wyborny. A zarazem skromny. Zagrany został przed niedużym audytorium, a do tego w szczupłym trzyosobowym składzie: na gitarę, bas i perkusję. Czyli w duchu "orkiestry" Jimiego Hendrixa. Dosłownie i w przenośni. Należy bowiem dodać, iż na scenie pojawili się jeszcze gościnnie dwaj muzycy - z otoczenia samego Hendrixa. Mianowicie, basista Billy Cox - grający w schyłkowym okresu Experience, a także perkusista Mitch Mitchell - postać już z najsłynniejszego i podstawowego składu, grającego przecież niegdyś jeszcze z Noelem Reddingiem do kompletu. Z Mitchem.Mitchellem wiążę sie przy okazji piękna i smutna zarazem historia. Historia spełnionego muzyka. Otóż Mitchell, w latach 2007/8 sporo koncertował, i to u boku wielu gwiazd (m.in.Buddy Guy, Kenny Wayne Shepherd,...). Zjeździł w ich towarzystwie mnóstwo odległych miejsc świata, grając rzecz jasna tuziny hendrixowskich kompozycji.  I jak sam podkreślał, było to jego spełnianie marzeń. W końcu trasa się zakończyła, muzyk powrócił na zasłużony odpoczynek do domu i do ukochanej rodziny. Niestety, kilka dni później zmarł.
Mitchella, jak i kilku innych znakomitych muzyków, możemy posłuchać tutaj na jednej scenie, wraz z Gary Moore'em - inicjatorem przecież jednego z takich hendrixowskich hołdów.
I gdy się słucha jego interpretacji takich choćby dzieł jak: "Foxey Lady", "Red House", "Hey Joe", "I Don't Live Today" czy "Voodoo Child", trudno nie odnieść wrażenia, iż mamy do czynienia również z genialnym gitarzystą, a i przy okazji wrażliwym muzykiem, i do tego świetnym kontynuatorem hendrixowskiej tradycji.
Szkoda, że na taki koncert nigdy nie będzie dane się przejść. Na szczęście ów żal i smutek, z lekka rekompensuje ta oto płyta.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl