czwartek, 30 sierpnia 2012

TOM JONES - "Spirit In The Room" - (2012) -

TOM JONES - "Spirit In The Room" - (UNIVERSAL ISLAND RECORDS) -  ***2/3



Tom Jones odegrał w moim dzieciństwie rolę szczególną, a to za sprawą jednej niezwykłej i pełnej dramatyzmu piosenki "Delilah", którą dosłownie katowałem z taką rozkoszą, jak wegetarianie te swoje ohydne surówko-sałatki.
Niestety, żadna jego następna piosenka nie zrobiła na mnie podobnego wrażenia, co nie przeszkodziło mi jednak docenić nagranej nieco później i przy okazji kapitalnej "She's A Lady" - z repertuaru Paula Anki. A i także typowo estradowo-festiwalowej "A Minute Of Your Time" - pochodzącej zresztą z tego samego 1968 roku co "Delilah".
W zasadzie przez całe lata 70/80-te o Tomie Jonesie nie słyszałem prawie nic, aż do momentu, kiedy to pod koniec lat 80-tych, przerobił on koszmarny utwór Prince'a "Kiss", i o zgrozo, uczynił z niego światowy przebój.  Z kolei, w 1991 roku popełnił uroczą płytę "Carrying A Torch", której produkcji podjął się sam Van Morrison. Muzyk ten nawet kilka utworów na nią skomponował, ale najładniejszą i tak okazała się  "Couldn't Say Goodbye" - niezawodnej Dianne Warren. Może dlatego, iż taki oto tradycyjnie brzmiący repertuar, najbardziej pasował do fenomenalnych wręcz warunków głosowych mistrza.
Kiedy w 1999 roku świat oszalał na punkcie płyty "Reload", ja przecierałem oczy ze znudzenia. Piosenka "Sexbomb" biła rekordy powodzenia, a Tom Jones czuł się młodo jak nigdy. Mnie najbardziej przypadły z niej do gustu te zaśpiewane wspólnie z The Divine Comedy oraz Jamesem Deanem Bradfieldem (liderem Manic Street Preachers).
Biłem brawo za udany powrót, jednak uszy uszczelniałem wacikami. Później ponownie maestro pozwolił o sobie zapomnieć, pomimo iż w międzyczasie nagrał przecież kilka płyt. Jednak dopiero wydany przed dwoma laty album "Praise & Blame", bardzo pozytywnie zaskoczył. Otóż, przy pomocy wziętego producenta Ethana Jonesa (m.in: Kings Of Leon, The Vaccines, The Boxer Rebellion,...) mistrzunio zrealizował jedenaście piosenek obcego autorstwa, pośród których można było znaleźć kompozycje Boba Dylana, Johna Lee Hookera, czy znaną najbardziej z wykonania Led Zeppelin (zmienioną znacznie z oryginału) "Nobody's Fault But Mine". Większość kompozycji była dla przeciętnego odbiorcy niemal nieznana.
A tymczasem na najnowszej "Spirit In The Room" jest całkiem podobnie. Ten sam producent, ten sam zamysł koncepcyjny, a nawet brzmienie.
Tom Jones czyni tutaj wszystko, by nie zgubić oryginalnej melodii, ale i stara się przy każdej okazji  spowolnić tempo, przearanżować co się da - to jest, podać w najskromniejszym, wręcz minimalistycznym wydaniu. Trochę to może przypominać przedśmiertne płyty Johnny'ego Casha, te wyprodukowane przez Ricka Rubina.
Na całej tej płycie rządzi przede wszystkim kapitalny głos Toma Jonesa, a z "pozostałych instrumentów" przeważnie gitara akustyczna, dostrojony bas, nienachalne pianino i perkusja. I to ta typowo rytmiczna, bez żadnej tam wirtuozerii.
Połowę albumu wypełniają kompozycje z repertuaru tak znanych artystów jak: Leonard Cohen ("Tower Of Song"), Paul McCartney ("/I Want To/ Come Home"), Paul Simon ("Love And Blessings", z ub.rocznego albumu P.Simona "So Beautiful Or So What"), Tom Waits ("Bad As Me", z ub.rocznego longplaya T.Waittsa "Bad As Me") czy Bob Dylan ("When The Deal Goes Down", z kapitalnej płyty B.Dylana "Modern Times" /2006/). Pozostałe kompozycje należą jeszcze choćby do Richarda i Lindy Thompson ("Dimming Of The Day"), bądź spółki Tom Jones-Ethan Johns (Lone Pilgrim"). Natomiast cała reszta należy już do wykonawców mniej lub jeszcze mniej nieznanych. Jak na przykład "Soul Of A Man" - autorstwa Billie Willie Johnsona, i nagrania oryginalnie stworzonego w 1930 roku przez tego czarnoskórego wokalistę i gitarzystę spirituals-bluesowego. Podobnie jak "Traveling Shoes" - należącej do także czarnoskórej amerykańskiej wokalistki folk/blues/country'owej Very Hall Ward.  Tych utworów nigdy nie udało mi się posłuchać w ich oryginalnych wersjach, pomimo iż zapewne na pirackim "jutjubie" wklejone czekają sobie beztrosko.
Podstawowy program albumu "Spirit In The Room" zawiera dziesięć kompozycji, natomiast limitowany, który polecam szczególnie, aż kompozycji trzynaście. Pomimo, iż jest to tylko bardzo fajna i interesująca płyta, której daleko do jakiejkolwiek rewolucji, polecam ją gorąco.
Cieszy znakomita dyspozycja wokalna mistrzunia, a i także świetny warsztat muzyczny oraz otaczanie się należytymi ludźmi. Biorąc pod uwagę, że Elvis Presley od 35 lat nie żyje, Engelbert Humperdinck zaszył się w niszowej norze na dobre, a Demis Roussos stracił głos całkowicie, Tom Jones niezagrożenie i z dumą spogląda w przyszłość ze swego piedestału.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl