wtorek, 28 sierpnia 2012

ASIA - "XXX" - (2012) -

ASIA - "XXX" - (FRONTIERS RECORDS) -  ****



Kiedy Asia tworzyła się tych trzydzieści lat temu, większość fanów rocka żyło nadzieją powstania kolejnego ambitnego projektu, w stylu U.K., King Crimson, Yes czy Emerson, Lake & Palmer. Tym bardziej, że ci czterej muzycy, wcześniej współtworzyli właśnie powyższe grupy, a co za tym idzie, przyzwyczaili publiczność do wymagającej odmiany rocka. Pełnej skomplikowanych przejść, fraz,  czy niełatwych melodii. Jakże wielkim zaskoczeniem okazała się piosenka "Heat Of The Moment", która wraz z końcem wiosny 1982 roku pojawiła się w stacjach radiowych. Nie miała ona prawie nic wspólnego z dotychczasowymi artystycznymi propozycjami kwartetu, który jak się później okazało, nie dość, że był pierwszą supergrupą lat 80-tych, to jeszcze najważniejszą w pierwszej połowie tamtej dekady.
"Jedynka" Asii zagościła na pierwszym miejscu Bilboardu, a ostatecznie Bractwo zza Wielkiej Wody zakupiło ją do dzisiaj w nakładzie ponad 4 mln egzemplarzy.  I choć drugi album "Alpha", nie powtórzył sukcesu rewelacyjnego debiutu, pokrywając się "zaledwie" jednokrotną Platyną, to mocna pozycja grupy była niepodważalna. A wyciągnięty na singiel "Don't Cry", podśpiewywały sobie pod nosem nawet małolaty z podstawówek.
Od tamtego czasu wiele się zmieniło w muzyce, w samym zespole także. Poprzez niemal ćwierć wieku każdy z muzyków Asii, tworzył lub współtworzył wiele projektów. Jedynie klawiszowiec Geoff Downes ambitnie trwał na posterunku pod zasłużonym szyldem zespołu, znosząc dzielnie małe sukcesy komercyjne, niejednokrotnie grając w ledwie zapełnionych salach czy klubach. O czym może poświadczyć także niżej podpisany, który na jednym z takich koncertów gościł przed laty w Berlinie.
Rok 2008, Asia powraca w oryginalnym zestawieniu personalnym, czyli Downes-Wetton-Howe-Palmer, i nagrywa fajną płytę "Phoenix". Z kilkoma pięknymi kompozycjami, ale też kilkoma nietrafionymi. Wydana dwa lata później "Omega", choć nieco równiejsza poziomem od poprzedniczki, także do końca nie zachwyca. Musiało się zatem wydarzyć coś szczególnego. Potrzebne było jakieś tsunami wewnątrz-zespołowe. Albo coś na zasadzie "do trzech razy sztuka". Zbliżała się właśnie nie lada okazja, nadchodziła bowiem trzydziesta rocznica zawiązania grupy. Trzeba było się tylko zmobilizować, zamknąć na dłużej w studio, popracować,... Przewietrzyć pokój ze źle zestawionych dotąd nut, a poukładać w już odświeżonym, wszystko jak należy - na swoim miejscu. Z dumą oznajmiając w tytule nowego dzieła "rzymską trzydziestkę", jako album rocznicowy, ale i nie składankowy, lecz z zupełnie premierowym repertuarem. Przy okazji, trzy "iksy" oznajmiły się dwojako, jako 30-lecie grupy, a także jako trzecia płyta najsłynniejszego składu po zejściu się ponownym.
"XXX" zawiera dziewięć piosenek w wersji podstawowej, a w wersji kolekcjonerskiej jedną więcej + jeden dodatkowy remix do utworu już wcześniej z niej znanego ("I Know How You Feel").
Pewnie przesadzę pisząc, że "XXX" jest pop-rockowym arcydziełem. Spoglądając jednak na większość współczesnych piosenek jestem przekonany o "nieprzesadnym" tonie mych słów. Zdaję sobie także sprawę, że podobna płyta ze ćwierć wieku temu, zginęłaby w zalewie tuzinów jej podobnych. Dziś jednak mało kogo stać na nagrywanie równie pięknych i podniosłych melodii. No, chyba, że posiada się takie nazwiska jak ci czterej dżentelmeni - to zobowiązuje.
W życiu nie spodziewałem się po tych Panach TAAAKIEJ PŁYTY !!!  Byłem pewien, że wszystko już z siebie wykrzesali. W ostatnich latach stać było muzyków na wiele kompozycyjnych przyzwoitości ,lecz na nic więcej. Tutaj opętały ich jakieś demony.  Ze swej łaski, okrywając białymi szatami.
Nie mogę sobie wyobrazić, by sympatykom ładnych melodii, serce nie podskoczyło ku górze przy na przykład takim "Tomorrow The World" , bądź  "Bury Me In Willow".  A to dopiero początek albumu - a tu już tchu brakuje. Tylko te durackie czasy, nie pozwalają takim piosenkom zaistnieć w naszej świadomości na długo. Do czegoż zatem służą obecnie fale eteru?
Nikt inny, jak tylko John Wetton, potrafi swym ciepłym i dostojnym głosem, należycie przytulić romantyczne nuty, jakie niosą ze sobą piosenki "Faithful", "Al Gatto Nero" czy "Face On The Bridge". Przy okazji, jakże wielka szkoda, że śliczna "Reno (Silver And Gold)", nie została włączona do standardowej edycji albumu. Nie wszystkim przyjdzie się nią nacieszyć, a przecież tak bardzo pasuje tutaj do pozostałych. Na szczęście, już wszyscy będą mogli zdjąć czapki przed , kto wie?, może i najpiękniejszą kompozycją zespołu w całej jego bogatej historii, jaką jest "Ghost Of A Chance". Śpiew Johna Wettona może rozwalić tutaj nawet najbardziej skamieniałe serca.  Z kolei, gitara Howe'a pomału buduje nastrój, przy jednostajnym (z początku) akompaniamencie pianina Geoffa Downesa. Coś niekontrolowanego dzieje się jednak z każdą kolejną sekundą tego utworu. Nie pamiętam także kiedy Steve Howe zagrał ostatnio tak cudownie i baśniowo na swych sześciu strunach. Zresztą na całej tej płycie gra on przepięknie, a co ważne - YES'owato !  Klawiszowe tło Downesa , choć podniosłe, szaleje tutaj niczym jakaś orkiestra, a serce słuchacza wyskakuje z zawiasów. To niemal tak piękna kompozycja jak Pendragon'owskie "Am I Really Losing You?".  Jeśli ktokolwiek z czytających ten tekst, pamięta jeszcze ten utwór sprzed lat dziewiętnastu.
Tylko jak po czymś takim później wrócić do rzeczywistości?  Jak wkomponować się w szary uliczny tłum, lub ponownie ujrzeć codzienne ludzkie troski, zmartwienia czy nawet tragedie.
Kolejna Płyta Roku! A jeszcze zapewne kilka takowych niebawem posłuchamy.

P.S. Oczywiście zapomniałem z pośpiechu dodać, że wydanie ekskluzywne (czyli 11-utworowe) posiada dodatkowe DVD , z dwoma teledyskami oraz relacją z przebiegu nad pracą przy tejże płycie. A konkretnie, wypowiedzi muzyków.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl