SOULSAVERS - "The Light The Dead See" - (V2 Records) - ****3/4
Zawsze lubiłem głos Dave'a Gahana. Tak samo zresztą jak całe dawne Depeche Mode. Niestety, w ostatnich latach muzyczne propozycje panów D.Gahana, M.Gore'a oraz A.Fletchera, zupełnie nie wzbudzały we mnie jakiś większych emocji. Żeby nie powiedzieć - żadnych. Dlatego też, niespecjalnie ciągnęło mnie w stronę nowych poszukiwań czy to zespołowych, bądź ewentualnych solowych projektów jego poszczególnych członków. Zapewnienia słowne bezkrytycznych fanów DM, że oto D.Gahan nagrał piękną płytę, nie wystarczały mi do momentu, w którym pewien mój znajomy po prostu się wściekł, zapakował płytę pod pachę, przyszedł z nią do mnie, i niemal zmusił do jej posłuchania. W efekcie czego odleciałem, a po niedługiej chwili już przyziemnie poleciałem po nią do sklepu, by móc spokojnie tego wieczoru przyłożyć głowę do poduszki.
Do teraz nie mogę się otrząsnąć. Proszę Państwa, oto leży przede mną płyta, tak piękna, że trudno będzie dobrać słowa, by opisać jej zawartość. Niewiarygodne, że powstała w czasach pełnych dehumanizacji czy wszech ogarniającego nas zobojętnienia. Mało tego, można by zadać sobie pytanie, ile dzisiejszych istnień ludzkich jest ona w stanie tak naprawdę poruszyć? Ale tak od serca. A nie na przykład, bo jest się obowiązkowym fanem DM, który łyka wszystko bez popitki, co tylko wychodzi spod pióra któregokolwiek z jego członków.
Dave Gahan śpiewa tutaj najśliczniej odkąd pamiętam. Z taką nawałnicą uczuć i subtelnego piękna, że świat rwie się na strzępy. Sam musiał wiele w życiu przejść, a i otrzeć się o tamten świat, by wiele przemyśleń czy zgorzknień z siebie wydusić. Nie trzeba nawet mocno wchodzić w teksty z tej płyty, by ją poczuć i zrozumieć.
Jak to dobrze, że nie ma na "The Light..." tych wszystkich syntetyków, laboratoryjnych syntezatorów, czy innych tam kłujących po uszach dźwięków, które mogłyby tylko zabić atmosferę, którą wytworzyły tutaj prawdziwe i ciepłe brzmienia instrumentów o pół-rockowej sile, bądź otulone dookoła nich smaczki w postaci pianina, trąbki, smyczków,.....
Dwie krótkie miniatury instrumentalne, a poza tym dziesięć piosenek. Melancholijnych, smutnych, dostojnych, z absolutnie cudnymi melodiami. Uwierzcie mi Państwo, że gdyby złożyć do kupy najokazalsze fragmenty płyt Depeche Mode z ostatnich prawie dwudziestu lat, to nie zajęłyby one nawet połowy czasu, tego skądinąd krótkiego, niespełna trzy-kwadransowego albumu.
O takich płytach zwykle mawia się "petarda!". Bowiem, aby przyładować, niekoniecznie trzeba mieć moc Slayera. Można po prostu doładować pięknem , takim, że dech zapiera. Jak tu.
Płyta roku? Kto wie...
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)
nawiedzonestudio.boo.pl