RICHARD MARX - "Inside My Head" + bonus disc "Hits" - (FRONTIERS RECORDS) - ***
Gdy w 1989 roku moja Siostrzyczka przysłała mi z Ameryki nowiutką wówczas płytę "Repeat Offender" (druga w dorobku, a sprzedana ostatecznie w nakładzie ponad 4 mln.egz.), w załączonej do niej ulotce stało napisane, że oto nadchodzi następca Bruce'a Springsteena. Następne lata dowiodły, ze tak się nie stało. Artysta po odniesieniu gigantycznego sukcesu, dzięki tej pół-rockowej płycie, szybko odciął się od dalszych ewentualnych flirtów z Bractwem Rocka, i postawił na tworzenie efektownych ballad. To właśnie bowiem one, otworzyły mu sukces do wielkiej sławy. A konkretnie jedna, ta niezwykle piękna i niepowtarzalna zarazem "Right Here Waiting", której fortepian zabił gitarę. Co praktycznie bywa przesz niemożliwe. Na następnej, już dużo słabszej płycie "Rush Street", Marx nagrał kolejny mega przebój "Hazard", który nie przebił popularnością "Right Here Waiting", ale i tak zdobył suma sumarum Platynę. Niestety, poniesione sukcesy wkręciły Marxa do wiecznej krainy przynudnawych i łzawych piosenek, z których żadnej nie udało się później zbliżyć do tamtych choćby na krok. Muzyk zamiast się w końcu opamiętać, wciąż parł do przodu, aż się zagubił do tego stopnia, że gdyby nie grupka fanów w USA, Niemczech czy wiernej od lat Skandynawii, to musiałby grać do kotleta. Żartuję rzecz jasna, to mu akurat nie groziło, bowiem jak wszyscy wiemy, Marx od lat niemal masowo komponuje (udanie!) dla innych, z czego głównie żyje, a dla siebie pozostawia raptem strzęp kompozytorskiej twórczości. Co także dość dobitnie pokazują jego ostatnie (w większości bardzo przeciętne) albumy.
Ale dość narzekania, bo chyba nadchodzą dobre czasy. Wydany kilka tygodni temu podwójny album, ma sporo do zaoferowania. Przede wszystkim, pełną garść nowych i co najmniej w połowie bardzo udanych piosenek. Co ważniejsze, utrzymanych w dobrym starym stylu, zarówno koncepcyjnie, stylistycznie jak i nawet brzmieniowo. Niczym za dawnych lat, poza kilkoma obowiązkowymi super-balladami ("Like Heaven", "On The Inside", "Through My Veins" czy "Always On Your Mind"), Marx dołożył szczyptę rocka ("All Over Me" czy "Part Of Me"), a także poszybował w modne rytmy funky/soul ("Come Running" czy "Scars"). Powstała dzięki temu płyta ciekawa, kipiąca mnogością pomysłów i rytmów, pozwalająca docenić tego fajnego wokalistę, kompozytora i muzyka (gitara, bas, instr.klawiszowe), jako artystę umiejącego odnaleźć się na każdej płaszczyźnie, a nie tylko zamkniętego w zadusznym świecie łzawych, i nie zawsze udanych ballad.
Drugi dysk z tegoż albumu, przynosi zestaw 12 największych przebojów, jak wspomniane już powyżej "Right Here Waiting" czy "Hazard", ale i także: "Hold On To The Nights", "Too Late To Say Goodbye", "Angelia", i całą masę nie gorszych. Wszystkie zostały tutaj podane w nowych opracowaniach, lecz nie tak bardzo odbiegających od swoich pierwowzorów. Paradoksalnie do tych słów dodam, że niżej podpisany i tak by się nie zamienił na lubiane od lat stare wersje. Mimo to, uważam pomysł odgrzania dawnych przebojów w takiej formule za niezły, bowiem nie byłoby przecież sensu powtarzać po raz kolejny zwyczajnej kompilacji, wydanej zresztą bodaj przed dwoma czy trzema laty.
Reasumując, wciąż daleko Richardowi Marxowi do lat chwały, ale pierwszy krok został właśnie wykonany. Co nie zmienia faktu, iż osobiście nie wróżę temu wydawnictwu żadnego sukcesu. Choć takowego przecież mu życzę .
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)
nawiedzonestudio.boo.pl