piątek, 10 lutego 2012

Kilka moich historycznych paragonów i papierowych gadżetów

Po pocztówkach dźwiękowych, przyszła teraz pora na nieco inne gadżety. Choć także papierowe. Na pierwszy rzut, idą paragony i bilety. Są to rzeczy o tyle cenne, gdyż traktują o ważnych dla mnie płytach ,o czym czasem wspominam przecież na łamach Nawiedzonego. Nigdy nie planowałem ich ujawniać, ale skoro same mi wpadły w ręce, i to po tylu latach !!!, to postanowiłem jednak utrwalić te skarby na blogu. Tego typu wpisy są dla mnie sentymentalnym powrotem do fajnych czasów, także dokonuję ich głównie dla siebie, niemniej będzie mi miło jeśli kogoś z Was także one zainteresują.  I pomyśleć, że dokopałem się w pewnej zapomnianej magicznej szafie, do tych wszystkich skarbów, szukając zaledwie jednej króciutkiej recenzji, napisanej w 1985 roku, przez pewnego znanego dżentelmena, a którą to recenzję pragnę zacytować w całości podczas najbliższego wydania "Nawiedzonego Studia". Bądźcie czujni,, bo to recenzja hit!!!  Już w najbliższą niedzielę, tj. 12 lutego Roku Pańskiego two thousand and twelve. Zapraszam!!!
A teraz rozpoczynamy już zabawę ze specjalnie wyselekcjonowanymi papierkami.
Dodam jeszcze tylko, iż z przykroscią pominąłem wiele paragonów, jeśli nie były one opisane, albo z jakiś innych powodów nie nadawały się do publikacji.


Widoczny po lewej paragon pochodzi z mojego pierwszego wypadu, z paczką znajomych, do Berlina. Odwiedziłem wówczas trzy sklepy: "Schalplatten", "WOM" (czyli słynny World Of Music) - ten niestety przerósł moje możliwości finansowe na tamten czas, choć podczas następnej wizyty, już po trzech tygodniach, wyszedłem stamtąd z pełną siatką płyt. Tym trzecim sklepem, w którym kupiłem kilka płyt, i z którego pochodzi tenże właśnie paragon, to "CITY MUSIC". Bardzo dobrze zaopatrzony (choć daleko mu było do popularnego WOM-u na Kudamie). Na jego rewersie zapisałem sobie tytuły zakupionych płyt.  I tak, HEART "Bad Animals" - to ta najtańsza za 9.95 DM (Deutsche Mark), FISH "Vigil In A Wilderness Of Mirrors", GUNS N'ROSES "Appetite For Destruction" oraz RUSH "Presto". Oczywiście wszystkie na LP. Wówczas kompakty kupowałem jeszcze bardzo nieśmiało. Po prostu były wciąż zbyt drogie!


A oto komplet biletów kolejowych z tego pierwszego berlińskiego wypadu, do którego doszło 3 marca 1990 roku. Pośród nich, rzuca się na pierwszym planie miejscówka, a także u góry po lewej stronie bilecik z S-Bahn'y.
Jako ciekawostkę dorzucę, że w sklepie "WOM" najbardziej wyeksponowanymi nowościami (tj. poukładane na popularnych stockach) tego dnia były: WHITESNAKE "Slip Of The Tongue", CHRIS REA "The Road To Hell", SIMPLE MINDS "Street Fighting Years", kupiony przeze mnie debiutancki FISH, a także nowy MARILLION "Seasons End", którą to płytę kupiłem sobie podczas następnego wypadu do "Reichu", tj. w sobotę 30 marca 1990 roku.



Tu właśnie mamy ten oto paragon od MARILLION "Seasons End" (płyta LP), z dnia 30 marca 1990 r. Pochodzi on ze sklepu "WOM". Płyta kosztowała 17.95 DM. Paragon wygląda skromniutko, szczególnie jeśli przypomnimy sobie bogactwo asortymentowe tego sklepu, a także słynne reklamówki wydawane w formie profesjonalnych magazynów muzycznych.
W tamtym czasie wygrywały płyty CD, także na LP "Season's End" zabrakło niestety utworu "After Me".
Na debiucie Fisha, notabene także brakowało jednego nagrania w wersji winylowej, w stosunku do jego odpowiednika na CD.



20 lipca 1993 roku, upalny dzień. Wybrałem się do Berlina z pewną szaloną panią Iwoną, która była koleżanką mojej dawnej szefowej. Ta nad wyraz nadpobudliwa kobieta całą drogę zasuwała Volkswagenem Golfem 140-160 km/h. Wróciłem do domu z bólem głowy, ale i szczęśliwy, że jednak to przeżyłem. Już nigdy więcej nie dałem się namowić na podróż z tym dzikusem. Sympatycznym, nie powiem. Nie warto jednak byłoby znowu ryzykować. Z tego wyjazdu przywiozłem na handel kilka egzemplarzy płyt CD, grupy U2 "Zooropa", i jeszcze wiele innych nowości, jakie zakupiłem w tamtejszej hurtowni płyt "Panorama". Wówczas w Polsce nie działały jeszcze należycie dystrybucje kompaktów, tak więc można było tę lukę wykorzystać. Po zrobionych zakupach w "Panoramie", zahaczyłem jeszcze o pobliski sklep "City Music", który położony na peryferiach Berlina, zaskoczył mnie swym bogactwem w stosunku do tego z Centrum miasta. Morze płyt, dwie osoby jako obsługa, a z klientów - tylko ja. Gdyby nie pospieszająca mnie nieustannie owa pani Iwona, spędziłbym tam cały dzień. Kupiłem zatem tylko dwie płyty grupy Phenomena. Najnowszą "Inner Vision" (przeciętną zresztą niestety) oraz genialną i długo poszukiwaną "Dream Runner". I to dzięki tej drugiej, byłem tego dnia najszczęśliwszym człowiekiem na naszym globie.


Na tym prawie zupełnie niewyraźnym zdjęciu widać bardzo wyblakły paragon. A raczej nie widać. Dotyczy on jednej z najważniejszych płyt mego życia, tj. MEAT LOAF "Blind Before I Stop". Także na LP. Płytę zakupił mi w niemieckim Bielefeld, mój osiedlowy kolega Darek. Kosztowała ledwie 19.99 DM. Wtedy skłonny byłem dać dużo więcej, ale oczywiście nie obnosiłem się z tym, gdyż akurat ten kolega, zapewne by to wykorzystał. Album został wydany na świecie w 1986 roku, a według daty na paragonie, Darek kupił mi go 29 sierpnia 1987 roku. Pamiętam, że wręczył mi go późnym wieczorem pod moim blokiem. Czekałem na niego dobre pół godziny przed klatką schodową, po tym jak zadzwonił i powiedział, że właśnie wychodzi od swojej dziewczyny, z wyczekiwaną płytą dla mnie. Nie mogłem się doczekać. Gdy on szedł sobie spokojnie spacerkiem ze swoją ulubienicą za rączkę, poprzez dwa sąsiadujące osiedla.



Nie tylko w Niemczech miałem swoje szczęśliwe dni. Pewnego razu dostałem, ot tak znienacka, od mojej "amerykańskiej" siostrzyczki 50 $. Na zasadzie, kup sobie co chcesz. Nie zastanawiałem się długo. Wiem, że normalny człowiek przepuściłby taką kasę na jakiś kretyńsko drogi dezodorant , albo na super modne spodnie w Pewexie. Mnie jednak zawsze było szkoda pieniędzy na pierdoły. Zawsze powtarzam, że gdyby na moim portfelu miał bazować przemysł tekstylny, włókienniczy, odzieżowy czy obuwniczy, to popadłby w ruinę szybciej i głębiej , niż dzisiejsza Grecja. Kiedy muszę, to wydaję te trzy stówy na dżinsy, ale zawsze klucha mi w gardle staje. Zastanawiając  się, z jakiego kruszcu są nici w tych portkach, że muszą one tyle kosztować!?
Wróćmy do powyższego paragonu. Był to 26 dzień października 1990 roku. Wsiadłem do tramwaju i pojechałem do mocno oddalonego od Centrum Poznania "Pewexu", przy ul.Palacza 141. Było tam trochę sprzętu RTV , a także płyt CD. Płyty były schowane w kartonach, z dala od lady (a także z dala od klienta), a na ladzie leżał tylko spis tytułów. Przejrzawszy go od góry do dołu, z lewa na prawo, w końcu podjąłem decyzję i poprosiłem o następujące CD:  QUIREBOYS "A Bit Of What You Fancy", ROGER WATERS "Radio K.A.O.S." oraz MIDNIGHT OIL "Blue Sky Mining". Najpierw trzeba było odwrócić się na pięcie i podejść do kasy. Położyłem tam na tacce 5 dych, pan kasjer wydał mi piątaka, podpisał wypisany wcześniej paragon, trzasnął pieczątkę i mogłem już odebrać moje trzy nowe radości.
Na rewersie tego pewex'owskiego paragonu wydrukowano taki oto tekst: "towary kupione w sklepach Pewexu są przy wywozie za granicę wolne od cła wywozowego, po okazaniu rachunku władzom celnym."



No i ostatnia rzecz na dzisiaj, to paragon z nieistniejącego już od dawna sklepu z płytami, przy ul. Św.Marcin 32. Był to firmowy sklep "Gambit". Firma "Gambit" znana była z wydawania pirackich kaset magnetofonowych, ale w tym właśnie firmowym sklepie, można było kupować także oryginalne CD oraz Video CD. Nośniki Video CD nie przyjęły się zresztą na szerszą skalę, gdyż wkrótce miały je zastąpić płyty DVD. Dla przypomnienia tylko dorzucę, że owe Video CD były rozmiarów płyty winylowej, posiadały takież same duże i efektowne okładki i były bodaj dwustronne do odczytu, czyli podobnie jak LP. Pamiętam, że właśnie kiedyś w berlińskim "WOM"-ie był taki wielki dział z Video CD'ikami, w którym przy pewnej mojej wizycie reklamowano film "Titanic". Gdy ten był nowością. Ale wróćmy do paragonu z Gambitu. Data 12 września 1991 r. Kupiłem tam płytę CD MAGNUM "Goodnight L.A."(bo winyla już miałem - i to z niesamowitego wyjazdu do Berlina, który to wyjazd opiszę w swoim czasie w osobnym felietonie) , za 159.000 zł, czyli po dzisiejszemu 15,90 złotych.

Tyle na dziś. Podczas ewentualnych kolejnych spotkań z papierowymi gadżetami, pojawią się bilety z meczów, a także innych ciekawych imprez rozrywkowych (lecz nie z koncertów rockowych !!!).


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl