THE BLACK KEYS - "El Camino" - (NONESUCH RECORDS) - ****1/2
Ktoś kiedyś powiedział, że największą siłą rocka jest jego prostota. Dotąd te słowa najlepiej pasowały do niezniszczalnych Rolling Stones, albo do hałaśliwych punkowców. Nie popełnię myślę wielkiej zbrodni, gdy takową etykietkę przykleję teraz dodatkowo dwóm niezwykłym Amerykanom z The Black Keys. Jeszcze do niedawna dzielnie brnęli ze swą twórczością w światku niezależności, teraz otwierają się przed nimi salony sławy. I nawet nie chodzi o to, że w pierwszym tygodniu sprzedaży płytę "El Camino" , w samym tylko USA, zapragnęło postawić na swej kolekcjonerskiej półce, ok. 200 tysięcy istot ludzkich, a raczej o to, że swą muzyką trafili idealnie w zapotrzebowanie dzisiejszego odbiorcy. Odbiorcy często już wynudzonego zalewem tych wszystkich niby "alternatywnych". The Black Keys wrócili do czasów najprawdziwszej istoty konkretnego grania. Bez żadnych zbędnych ozdobników, bez niepotrzebnego pudru, bez pozerstwa. I nagrali płytę, że aż się patrzy. Taką, co nie daje wytchnienia, i której można, i należy słuchać na okrągło. Pomimo, iż hałas robi tutaj kilku ludzi, to najważniejszymi pozostają właśnie ci dwaj: Dan Auerbach - wokalista i gitarzysta, a także Patrick Carney - perkusista. Obaj do tego są jeszcze świetnymi kompozytorami. Trudno jednak nie docenić roboty Briana Burtona, którego archaiczne brzmienie klawiszy jest jednym z najlepszych ozdobników tej płyty. Czapki z głów także dla producenta Danger Mouse'a. To dzięki niemu, ta z założenia staroświecka muzyka, kopie świeżością, niczym upragniony prysznic, jak choćby po niedawnej prawie 6-godzinnej walce na australijskim korcie Novaka Djokovica z Rafaelem Nadalem, dla każdego z nich rzecz jasna.
Dawno nie słyszałem tylu kapitalnych piosenek i melodii. Wszystko pachnie latami 50/60's , jest podlane zabrudzonym brzmieniem gitar, prostym biciem perkusji i wręcz knajpianymi organkami. Cały patent The Black Keys, to połączenie rock'n'rolla, garażowego, wręcz prymitywnego bluesa, rockabilly i owinięcie tego wszystkiego w retro szaty. Są tutaj także i nieśmiałe wtręty zwariowanego country. Ale to nie powinno nikogo dziwić, w końcu płyta powstała w Nashville. Efekt jest powalający. To, że płyta nie pozwoli nam spokojnie usiedzieć w miejscu, wiadomo już od samego jej początku. Przebojowy i singlowy "Lonely Boy" daje się porwać w wir parkietowego szaleństwa. Swoje robią tutaj także chórki, które genialnie przekomarzają się z przestrojoną gitarą. No i ten refren - obłęd! Następujący po nim "Dead And Gone" to niemal ta sama receptura. I tak płyta szaleńczo brnie do przodu. Nie jest to rock do kontemplacji, nie jest to żadna słodyczą podlana Wyspiarska alternatywa, nie są to gumowe ostrogi na sobotniej zabawie w remizie, jest to rock, przy którym chce się tańczyć, nie doświadczając wstydu ze strony głupio przyglądającej się zasiedziałej widowni. Jedynym nieco innym utworem ,od tej całej dynamicznej reszty , jest tutaj "Little Black Submarines", który przez dłuższy czas rozwija się spokojnie, niemal psychodelicznie, w asyście akustycznej gitary i lekkich klawiszowych kolaży, jednak i ten spokój zostaje po niedługiej chwili zachwiany przyjemnym kopem, wokół którego tryska kurz. Moimi cichymi faworytami do miana przebojów, są kompozycje "Sister" oraz "Hell Of A Season". W zasadzie, nie ma to nawet większego znaczenia dla ogółu sprawy, gdyż kazda z jedenastu zawartych tu kompozycji to murowany hit.
Nie znam się na autach, ale podobają mi się te niezliczone ilości modeli Chevroleta, ubarwiające każdą stronę okładki i książeczki do "El Camino". Nie ma na nich ludzi czy zwierząt. Są tylko ulice, domy i auta. I to tylko te duże Vany. Podobno "El Camino", to właśnie jeden z modeli Chevroleta.
Posłuchajcie tej płyty i odstawcie ewentualne smutki do kąta, gdzie ich miejsce. A dajcie się porwać wielkiej sile muzyki panów z The Black Keys.
P.S. Album ukazał się 6 grudnia 2011 roku, przez co zupełnie namieszał w dokonanym już rankingu za rok ubiegły. Wskakując do pierwszej "złotej" piątki mojego notowania !!!
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)
nawiedzonestudio.boo.pl