Sorry Winnetou, znowu będzie o pogodzie. Lato totalnie zjesienniało. Za mym oknem na deszczowo, na okropnie, przyblakło światełko w tunelu. Ostatni dzień lipca niewiele różni się od całego października. Kicha taka. Totalna. W letnim tegorocznym kalendarzu zaledwie kilka klarowniejszych dni i też mi wielka łaska. Czekam więc na gorąc licząc, że jeszcze nie wszystko stracone.
Nawet nie wiadomo, jaką dobrać do powyższych okoliczności muzykę. Zamiast serfujących Beach Boys, rozgościła się w mej chałupie gotycka czerń, ala festiwal w Bolkowie. Jedynym plusem lekko metal'gotyccy Mono Inc. Wczoraj posłuchaliśmy. Nigdy dotąd nasze drogi się nie splotły, więc "Ravenblack" rysuje się dziewiczą tabulą rasą. Odpowiada mi zaczątek z tą germańską formacją znajomości. A czy zażyłości, czas pokaże. Na razie jednak wystarczy, starszych płyt ruszać nie zamierzam. Przynajmniej na razie, by nie popaść w przesyt.
Nie dałem rady, w sensie nie wyrobiłem wczoraj normy z nowościami. Z żalem i lekkim zawstydzeniem muszę je wszystkie przełożyć o niedzielę. Ważniejszymi okazały się liczne akcenty 'in memoriam' oraz pokoncertowe AliceCooper'owe reminiscencje. Wciąż pękam z satysfakcji i możliwości podziwiania na żywo Króla horror'rocka, o czym od zawsze marzyłem. Oczywiście Hollywood Vampires to wielka sprawa, lecz do pełni satysfakcji nadal pozostaje ustrzelenie live'u Pana Alicji z jego solo repertuarem. Bo przecież nic piękniejszego ze sceny dostąpić "Billion Dollar Babies", "Poison", "Under My Wheels" czy "Welcome To My Nightmare". No i, żeby jeszcze jakiś tajemniczy jęk zza pleców: "Steven... Steven... come home!". Okazuje się, że wciąż przede mną kolejny sens, zanim dobiję bramy opatulonej napisem: "nastał twój koncertowy kres, witamy w piekle".
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"