czwartek, 27 lipca 2023

Sinead

Mieliśmy Anny. Wczoraj ma Munduś obchodziła imieniny, był więc tort, deser lodowy, letnie owoce... Po domowemu skromna celebracja święta, po którym, jak mawiają: "od Anki zimne noce i poranki". I chyba właśnie się sprawdza. Weźmy wszak ostatnie dni obowiązującego lata, popatrzmy, jakie słabiutkie. Zjechało z rtęci, pomimo straszenia w mediach gorącem i globalnymi konsekwencjami. Bladziutkie argumenty, podobnie jak wiele ostatnich dni.
Mick Jagger od wczoraj osiemdziesięciolatkiem. I oby go nadal trzymała zwinność plus energia. Niech pokaże tym od 'dom i ogród', że kopanie działeczek wcale nie służy zdrowiu, a licznym zwyrodnieniom. W życiu trzeba używać, zamiast wbijać łeb w beret lub kefiję ascezy.

Ale wczorajszy dzień przyniósł też smutną wieść. Umarła Sinéad O'Connor, alternatywna Irlandka, której pasmo sukcesów nadały pierwsze Jej dwa albumy: "The Lion And The Cobra" oraz "I Do Not Want What I Haven't Got". Muzyka przełomu 80/90's, czyli epoki walecznych i jednocześnie utalentowanych dziewczyn, wśród których, właśnie Sinéad O'Connor, czy również Tanita Tikaram, Tracy Chapman, Suzanne Vega bądź Edie Brickell ze swoimi The New Bohemians.
Jakoś wiosną obejrzałem rzeczowy, obiektywny o Sinéad dokument "Nothing Compares", i już miałem słówko szepnąć na blogu lub w audycji, jednak coś odwróciło moją uwagę i kompletnie zapomniałem. A tu, teraz, taka sytuacja. Spodziewajmy się wobec powyższych okoliczności, zapewne film niebawem powtórzą, miejmy rękę na pulsie.
Aktywna w muzyce oraz wyodrębnionych poglądach Sinéad, nie dla wszystkich była wygodna. Szczególnie w tym pruderyjnym świecie, jakże alergicznym na prawdę, co w oczy kole. A przecież Szinedka, już ponad trzy dekady temu, zanim jeszcze ośmielili się inni, zaatakowała kościół, podarła zdjęcie Jana Pawła II, jako wyraz oburzenia wobec całej tej instytucji, enklawy zła, w tym wobec jej przedstawicieli. Dostrzegła upadek moralności, zanim w jej Irlandii na dobre opustoszały kościoły. Nie godziła się na szeroko zakrojone pedofilie czy gwałty. Popularnie zwaną 'Łysą' irytowało wykorzystywanie dzieci, ale i pod niesionym słowem bożym, zakamuflowana chciwość oraz dotyczący już wszystkich nacji rasizm. Szkoda więc, iż religijnie niezdecydowana, z czasem i Ona przeszła, bodaj na islam czy inne diiabelstwo, sama zatapiając się w jednym z szamb religijnego fanatyzmu. Bo każda religia, każda!, bez względu na położenie geograficzne, mity oraz spisane księgi, to fanatyzm oraz źródło ludzkiego zła.
Szinedki płyty kupowałem do dwutysięcznego roku. Nie potrafię się z tego wytłumaczyć, jakoś tak wyszło. W pewnym momencie coś we mnie wygasło. Po albumie "Faith And Courage", nie tyle nie kupiłem żadnej Jej płyty, ale też świadomie nie posłuchałem nawet jednej nowej piosenki. I tu apeluję do ewentualnych naprawczych mego życia, nie chcę żadnych zapewnień, że coś koniecznie powinienem, a nawet muszę, że weź posłuchaj, że to, że tamto. To tak nie działa. Do wszystkiego dojdę sam, albo i nie. Niemniej, wciąż kocham "Troy", "Mandinkę", "Fire On Babylon" czy najpiękniej sporządzone Prince'owe "Nothing Compares 2 U". Oczywiście jeszcze parę innych.
Od wczoraj selektywnie nastawiam lubiane piosenki. Nie tylko z tych najbardziej docenianych, w sensie: nagradzanych pierwszych dwóch płyt.
Smutno mi bardzo, że już Jej nie ma. Sinéad była nie tylko muzycznie potrzebna. A już zupełnie osobną kwestią, jaki miała przepiękny głos. Delikatny, wrażliwy, uduchowiony. Idealnie kobiecy. Tak piękny, jak jej duże, czasem radosne, innymi razy wściekłe oczy. Cudowna.

a.m.


"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"