niedziela, 1 września 2019

summer in Berlin

Pod nutę historycznej daty przytrafił mi się sobotni wypad/rekonesans do Berlina. Mianowicie, w przededniu 80-rocznicy wybuchu II Wojny Światowej. Ale zapewniam, żadne wojska nie gromadziły się na granicy, zaś w Niemczech życie toczyło się weekendowym lenistwem. Dotarliśmy z moim kamratem do Centrum Miasta o 8.45, a to świeciło jeszcze pustkami, zupełnie jakby tego dnia Niemcy obchodzili jakieś święto państwowe, a strudzony naród odsypiał i miał w nosie mycie zębów przed dziesiątą rano.
Pojechaliśmy po winyle. A konkretnie, miał ich kolega sobie nieco nakupować, zaś mój udział został zredukowany tylko do roli asystenta-pomagiera w doborze jak najtrafniejszego repertuaru. Niestety, tego dnia handlarze czarnych placków nie dotarli, a kto wie, być może w ogóle przenieśli swe zbiory do internetu, bowiem sprzedaż pod chmurką już się nie kalkuluje. Spore rozczarowanie. Tym bardziej, iż kolega profesjonalnie zaopatrzył portfel, nabrał siatek, a tu klops. Cóż, bez nowej muzyki wrócić do domu, jakoś głupio. Postanowieniem obojga udaliśmy się na kompaktowe zakupy do Saturna przy Alexanderplatz. Trochę mniejszy kompleks od tego na Kudamie, ale też niczego sobie. Daliśmy nura w ubogą letnią porą działkę z nowościami, po czym wnikliwie penetrowaliśmy alfabet, czego następstwem przymus przedłużenia parkingu, bo przecież dwie godziny w takim dobrodziejstwie to pikuś. Po kilku przyjemnie spędzonych godzinach, z dumą schodziliśmy ku kasie dwa piętra z naszymi koszykami. A przy niej, też niespodzianka. Otóż, kasujący pan posiadał w koszuli plakietkę z flagami Niemiec i Polski. Zarzuciłem: ooo, chyba możemy po polsku? Od razu padło jakże znajome: dzień dobry. Okazało się, że pan nazywa się Klecha i pracuje w owym Saturnie od sześciu lat. Nazwisko zmyła, nie wykasował nas po bożemu, a wg ustalonych stawek. Ale co tam, moje zakupy przy ziomalu okazały się na swój sposób kompromitujące, bowiem "mistrzunio" nakupował cedeków za bagatala 370 €.
Pochwalę się, pod "F" znalazłem Petera Framptona "All Blues", na którego zabrakło mi funduszy podczas poprzedniej berlińskiej eskapady z Piotrkiem "nie tylko maszyny są naszą pasją". Próbowałem w ostatnim czasie zdobyć płytę u nas, ale niestety, krajowe sklepy internetowe zaśmiały mi się prosto w twarz, a na półkach tych poznańskich wymoczków, tylko przez pomyłkę zwanych sklepami płytowymi, nawet nie otarłem się o marzenia natrafienia na ten tytuł. Mój towarzysz postanowił fundnąć mi tego, a kosztującego niemałe 18,99 € Framptona, za co składam dozgonną wdzięczność!
Dorwałem kilka zaległych płyt, w tym dwie z wciąż aktualnego 2019 roku. Ze staroci ucieszył mnie pięciopak Jennifer Rush - z jej najlepszymi studyjnymi albumami. Fakt, posiadam je wszystkie od lat na winylach, lecz chyba z tego właśnie powodu prawie nigdy ich nie słucham. Teraz nareszcie sprawiłem sobie oczekiwane CD. I to za bezczelnie śmieszne 10 €. A konkretnie, 9,99 €. Płytki jawią się niczym repliki winyli, tylko do przywołania ich wielkości potrzebna lupa. Zresztą, w moim wieku powiększające szkiełko potrzebuję do każdego si-di. Właśnie pisząc ten tekst słucham sobie drugiej płyty Amerykanki, i powiem Szanownym Państwu, że to chyba jej najlepsza płyta. Lepsza od wielbionego powszechnie debiutu, na którym "The Power Of Love", ale i jeszcze dwie dużo lepsze piosenki: "I See A Shadow (Not A Fantasy)" oraz "Madonna's Eyes". Jeśli złapię w dzisiejszym programie odpowiednią atmosferę, posłuchamy, ale niczego nie obiecuję.
Berlin jak zawsze przyjazny i piękny, a wczoraj na dokładkę jeszcze bardzo letni. Gorący, słoneczny, upalny, że aż sobie z radości zawyłem. Chwilo trwaj - zapodałem ku niebiosom. Lecie przeukochane zostań, nie odchodź. Po tobie już tylko szarość i ziąb. A jeśli nawet mgły, to już nie jak te poranne, a towarzyszące nam podczas wczorajszej wyprawy.
Kolejny piękny dzień tego lata, a i aury chluba tego roku. Jednocześnie kolejny moment obowiązującego kalendarza godny zapamiętania. Dziękuję za niego pragnącemu zachować anonimowość kompanowi. A teraz, niech się kręci płyta "Movin' ". Kończę, gdyż za chwilę Dżenyferka zasunie: "Ave Maria (Survivors Of A Different Kind)". Jak ja tę piosenkę w osiemdziesiątym piątym uwielbiałem. I oby nic się nie zmieniło, zaraz się przekonam.
Natomiast, niech jako song na dziś, z głośników popłynie: Alphaville "Summer in Berlin".


Kat Luczyka też na półce
po płyty na drugie piętro
widok z Saturna przy Alexanderplatz

Saturn przy Alexanderplatz
The Divine Comedy właśnie w ub.niedzielę prezentowałem z tej oto płyty, którą grupa N.Hannona wkrótce będzie promować m.in. w Berlinie.
w Poznaniu 13 października, w Berlinie 12-tego zagrają New Model Army

za nieco ponad trzy tygodnie wystąpi tu także były muzyk Dire Straits
Nieopodal Pergamonu niekiedy jak w Pradze

gdzie nas nie ma
mieliśmy eskortę
po kebab u Mustafy zawsze potężne kolejki
====================================
====================================




Andrzej Masłowski
 

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"