piątek, 20 września 2019

nie żyje TONY MILLS (7 VII 1962 - 18 IX 2019)

Znajomy dopiero co napisał: "Cześć. Strach od jakiegoś czasu zaglądać na Twojego bloga, zbyt często przypomina stronę z nekrologami w analogowej gazecie... ".
W minioną środę 18 IX pożegnaliśmy Tony'ego Millsa - m.in. wokalistę TNT, Shy oraz China Blue.
Być może nie tak dociekliwemu sympatykowi rocka postać Millsa wyda się mniej istotna, ale proszę tak nawet nie myśleć. Tony ma spore zasługi i nie jest żadnym no-name'em. Zaśpiewał na trzech albumach norweskiej heavy formacji TNT, a także przed kilkoma laty wystąpił na ich przepięknym koncercie, z racji jubileuszu 30-lecia działalności. Wówczas na jednej scenie pojawili się również pozostali dwaj wokaliści: Tony Harnell oraz Dag Ingebrigtsen. Zespołowi towarzyszyła orkiestra symfoniczna z rodzinnego Trondheim, całość sfilmowano, jak też z czasem opublikowano na płytach CD i DVD. Polecam cały występ, jednak ze szczególnym naciskiem na finałowe "Seven Seas". Poruszający moment, zapierający dech. Kompozycję wokalnie inicjuje właśnie Tony Mills. Niewiarygodne w jakiej był formie, a tymczasem proszę, upłynęło od tamtego show siedem lat i nie ma z nami człowieka. Kolejnego fantastycznego człowieka.
Tony był wokalistą w brytyjskiej grupie Shy. Grupie, którą z jego poczynań lubię najbardziej. Myślę, że to właśnie jej nasz bohater był szczególnie pisany. Jednocześnie jestem przekonany, iż prezentowałem niegdyś nagrania tej formacji, choć musiało być to bardzo dawno temu. Podobnie jak również jedyną płytę kompletnie niedocenionych China Blue (nie mylić z China lub China Sky). W China Blue obok Millsa urzędowało jeszcze pięciu innych muzyków, wśród których uznany gitarzysta Josh Ramos oraz równie markowy Eric Ragno, będący instrumentalistą klawiszowym. Ok, nie jest to być może aż tak dobra rzecz, jak przynajmniej kilka płyt Shy, ale takie "Take Me As I Am" już teraz mam ochotę nastawić w najbliższą niedzielę Szanownym Państwu.
Tony Mills dysponował bardzo przyjemnym głosem, nawet jeśli ten nie rwał przysłowiowych parkietów. Jak na heavy rock, miał raczej delikatną, jakby nieco romantyczną barwę. Coś, czym dysponują jego byli już konkurenci: Tony O'Hora bądź Rob Moratti. Dla mnie duża klasa. Wiosną opublikował najnowszą solową płytę. Muszę do niej dotrzeć.
A oto co na Facebooku napisała żona Artysty:
Z krwawiącym sercem ogłaszam odejście mojego ukochanego męża i najlepszego przyjaciela Tony'ego Millsa. W kwietniu tego roku zdiagnozowano u niego nieuleczalnego raka trzustki. Pomimo tego, Tony wciąż żył na pełnych obrotach, aż po raz ostatni tchnął oddechem w mych ramionach. Chciał żyć, nie bał się śmierci. 
Większość znała go jako wokalistę z zespołów Shy czy TNT, ale też jako artystę solowego oraz sesyjnego. Pozostawił dziedzictwo, które będzie żyło przez wiele pokoleń.
Najbliżsi poznali Tony'ego jako życzliwą osobę, o łagodnej duszy. Był oddanym mężem oraz człowiekiem ceniącym sobie spokojne życie. Kochał zwierzęta i motocykle, a jego poczucie humoru zawsze miało takt. 
Ostatnie lato było w jego życiu najszczęśliwsze. Na koniec każdego dnia wykrzykiwał: "to był kolejny fantastyczny dzień". 
Spędzał dużo czasu w swoim warsztacie naprawiając motocykl. Miał nadzieję pojeździć nim tej jesieni. 
Wieczorem przed śmiercią wyszeptał: "Miałem dobre życie. Miałem DOBRE życie. Jestem jedynie nieco wkurzony motocyklem".
Dzięki Ci Tony za wszystko. Rozpędź się i gnaj do świata lepszego...







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"