sobota, 21 września 2019

jesień tuż za progiem

23 września oficjalnym świtem jesieni. Przed nami ostatnie niedzielne letnie spotkanie, pomimo iż od pewnego czasu tkwimy już w kąśliwym chłodzie oraz odczuwalnej reglamentacji słońca. Nadszedł sezon na orzechy, grzyby i dywany z wielobarwnych liści. Pora w kajdany zakuć t-shirty, na co najmniej do maja dać odpocząć trampkom oraz podreperować spiżarnię mocniejszych trunków. Whisky, śliwowica, grzaniec, dużo suszonej kiełbasy plus grzybów na wytrawny bigos. Jeszcze więcej lirycznej muzyki, ciepłych butów, jakiś zamaszysty szal, do tego miły w dotyku golf, i oczywiście miód, herbata, plus krąg bliskich ludzi.
Jutro nie pogram jesiennie, ponieważ wcale nie pragnę tej naszej polskiej posępnej aury. Bo taka jesień z obrazka dotyczy ledwie kilku dni, resztę stanowią wichury, ziąb, deszcze, kałuże oraz złe nastroje w
social mediach. Poproszę o jakąś jaskinię, przytnę komara niczym miś, obudźcie mnie w połowie kwietnia, gdy już będzie ciepło. Gdy obudzą się pąki, niewinnie z nich wyklują pierwsze liście, i gdy ciężkie trapery ponownie zastąpią trampki. Kupię wówczas nowe podarte dżinsy, wbiję się w lubiane koszulki, polecę też po tych kilkanaście zaległych płyt, by zacząć muzyczną przygodę od początku. Szkoda, że tak tylko w wyobraźni. Niesprawiedliwe, że niektórych ludzi na te niechciane pół roku natura nie usypia.
Dobry znajomy wypalił dla mnie na si-di najnowszego Dana McCafferty'ego "Last Testament". Niedobrze, powinienem się nim cieszyć dopiero od 18 października. Nie lubię słuchać z kopii i wcale nie muszę być przed wszystkimi. Z nikim nie rywalizuję. Muzyka to nie wyścigi, choć większość współczesnych redaktorów jest zgoła odmiennego zdania. Nigdzie mi się nie spieszy, ale skoro już dostałem do posłuchania, to słucham i słucham... Już po raz któryś, i jestem pod niewyobrażalnym wrażeniem. Ależ cudowna płyta! Kto wie, może nawet jedynka tego roku? Nieważne, jakie znaczenie ma klasyfikacja wobec sztuki. Nie jestem sortownią przebojów. Nie muszę przyjmować głosów z ustawek fanów konkretnego wykonawcy, którzy skrzykują się na daną piosenkę mailowo czy sms'owo, po czym szturmem dźwigają ją ku wierzchołkom list przebojów. To sztuczne. Bardzo tego nie lubię.
Dawno nie słyszałem tylu niesamowitych piosenek z głosem byłego frontmana Nazareth. Poruszający klimat, piękne melodie - niekiedy tak piękne, że aż w gardle ściska - cudownie zniszczony i posmutniały głos, pełne brzmienie, mnóstwo ballad, choć także ze trzy fantastyczne rockery. Płytę promują, ballada "Tell Me" oraz zabarwiony szkockim folklorem, hard rockowy "Home Is Where The Heart Is". Oba kapitalne, lecz najpiękniejszą w zbiorze wydaje się 6-minutowa ballada "Why" ("... lonely lonely lonely, last again..." - niemal lamentuje nasz bohater). Coś przecudownego !!! Nie wiem, ile razy już tego posłuchałem. Niemożliwe, nie będzie w tym roku już bardziej poruszającej pieśni. Tę płytę po prostu trzeba kupić. Z szacunku dla tej muzyki i uwielbienia McCafferty'ego. Nie wyobrażam sobie inaczej. Chyba, że wcześniej pochłonie mnie upragnione piekło. A jeszcze znajdziemy tu inne wolnizny, jak: "Look At The Song In My Eyes", "Looking Back", naznaczone akordeonem i żeńskim wokalem "Nobody's Home" czy ceremonialne "Refugee". Zobaczycie, padniecie na kolana. Co za muzyka !!!







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"