środa, 11 września 2019

PETER FRAMPTON BAND - "All Blues" - (2019) -








PETER FRAMPTON BAND
"All Blues"
(UMe, UNIVERSAL MUSIC GROUP)

****1/2





"Zawsze lubiłem grać bluesa" - oznajmił niedawno Peter Frampton. Potwierdził to również nieodległymi, a w temacie utrzymanymi występami u boku Steve'a Millera oraz najnowszą płytą "All Blues".
Muzyk ostatnio trochę choruje; pozwala mu to co prawda nagrywać płyty, lecz nie bardzo puszcza oko ku licznym podczas tournee koncertom. A jednak, co sam maestro obwieścił, odbędzie się pożegnalna trasa, bo przecież nie może być inaczej. Mistrzowie kończą na scenie, nie w ogródku, z konewką przy kwiatkach.
Frampton płytą "All Blues" wylał miód na moje serce, lecz przede wszystkim zdefiniował swoje korzenie, a i zdaje się zatęsknił za czasami, kiedy ze Steve'em Marriottem i pozostałymi kolegami napędzali machinę o nazwie Humble Pie. Na krawędzi dekad 60/70's przeuroczo podając bluesa na rockowo, niekiedy w hard-, innym razem w folk-psychodelicznym tonie.
Matka natura obdarowała Framptona talentem, wyobraźnią oraz sporą wrażliwością, czemu najnowszy album także dowodzi. A matka natura to przecież najokrutniejsza krewna, która nie oszczędza i nie chowa za parawanem. Albo coś znaczysz, albo ...
Stylizowana pod lata 60-te okładka "All Blues" to coś, co na półce z płytami dobrze będzie korespondować z klasycznymi dziełami tamtej dekady, m.in. Muddy'ego Watersa, B.B. Kinga, czy nawet z najsłynniejszą kopertą w świecie jazzu, jaką "Kind Of Blue" Milesa Davisa.
Dominuje tu czarny blues, choć Frampton oraz jego band (plus jeszcze zaproszeni goście) dolepiają mu białą rockową twarz. A dzieje się tak już na samym początku, za sprawą porywającego "I Just Want To Make Love To You" - z nieźle wycinającym na harmonijce Kimem Wilsonem z teksańskich The Fabulous Thunderbirds. Numeru Williego Dixona, spopularyzowanego przez Muddy'ego Watersa, lecz z największą ikrą zagranego w latach siedemdziesiątych przez zamerykanizowanych Brytyjczyków z Foghat - czyste szaleństwo!. Jeśli dotąd nie macie na półce płyty "Foghat Live", polecam czym prędzej nadrobić utracony czas. Ten zacny kawałek bluesa Frampton zagrał odpowiednio i równie mocarnie, lecz jednocześnie sporo wolniej od niewyżytych Foghat. Co nie oznacza, że mniej ekspresyjnie. Świetny początek dla tego albumu, który po chwili dzielnie kontynuuje "She Caught The Caty" - rzecz z rep. Taj Mahala. Szeroka widownia zapewne skojarzy tę melodię z filmem "Blues Brothers". Zresztą, ponoć John Belushi miał na jego punkcie totalnego bzika, więc niech choćby tylko ten fakt posłuży za
rekomendację. Na tym etapie płyty Frampton pozwala sobie na bluesowe odjazdy, nawet w stylu wczesnych Free czy Led Zeppelin, i czyni to nad wyraz przekonująco. Jednak stać go na jeszcze więcej, o czym przekonamy się już niebawem. Bo oto stricte blues rockowe wymiatanie zostaje chwilowo przerwane, a to za sprawą kołyszącej instrumentalnej ballady "Georgia On My Mind" - numeru przynależnego Ray'owi Charlesowi. Tutaj Frampton daje niepohamowany popis umiejętności, przy okazji wystawiając sobie świadectwo najwyższej jakości. Na kolejnym ruszcie ląduje zaś jeszcze jedna kompozycja z objęć Williego Dixona - "You Can't Judge A Book By The Cover". Mamy tu funk-rockowy groove, który Framptonowi przecież nieobcy. Wystarczy przyjrzeć się niektórym fragmentom jego solowych płyt, choćby "Where I Should Be" czy "I'm On You", a będziemy w domu.
Wiele jeszcze wydarzy się na tej porywającej płycie, choć znam takich, którzy twierdzą, iż w bluesie nie dzieje się zupełnie nic. Cóż, do tej muzyki po prostu trzeba dojrzeć. Ot cała filozofia.
Tytułowe "All Blues" to kolejne po "Georgia On My Mind" instrumentalne cacko. Zagrane delikatnie i z dużą wrażliwością oraz przy gościnnym udziale gitarzysty Larry'ego Carltona. Blisko 7 minut swingującego walca w okowach jazz/bluesa, z uduchowionymi akordami fortepianu, którymi zmysłowo błądzi Rob Arthur. Równie namiętnie, choć już przy użyciu strun głosowych, jak zarówno ponownie obfitego na tej płycie rockowego feelingu, Frampton przedstawia cover B.B. Kinga "The Thrill Is Gone". Przy tej okazji wspomaga go słabo u nas rozpoznawalny Sonny Landreth. Muzyk specjalizujący się w gitarowym graniu techniką slide, który w swej obfitej karierze stawał u boku Erica Claptona, Joe Satrianiego czy Marka Knopflera. Kolejny mocny akcent tej nieodkrywczej, acz chwilami olśniewającej płyty, której nieopisaną resztę pozostawiam już Szanownym Państwu do indywidualnego rozpatrzenia.







Andrzej Masłowski
 

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"