wtorek, 19 lipca 2016

serca zasuw

Chyba mnie dopadł jakiś wirus. Wcale jeszcze nie wydobrzałem, jak wczoraj zdało się sądzić. Nic nie jest takie proste. Tylko w bajkach czarodziejska różdżka czyni cuda. Człowiek to jednak skomplikowane urządzenie, w dodatku powoli trybiące. Trzeba pokonać wszystkie etapy, nie da się niczego pominąć, natury oszukać. Nogi miękkie, mięśnie bolą, brak apetytu, jedynie tego do muzyki nie brak. Pomału w moim wieku należy sklepy monopolowe zamieniać na apteki.
Odliczam godziny do wyjazdu. Pojutrze o tej porze powinienem już chłonąć jod. Uwielbiam. Nie ma piękniejszego powietrza od morskiego. Pomimo dziesiątek wizyt, głównie nad zachodnim wybrzeżem, zawsze pierwsze wejście na plażę rozpiera płuca. Trudno opisać, co wtedy czuję. Przekładając na język nałogowego palacza; to jak smak papierosa po szklaneczce czegoś mocniejszego (byle nie obrzydliwego piwska). Jako były jaracz wiem, co piszę. Paliłem, a jakże. Pół paczki każdego dnia, a bywało, że przy dobrym żarełku na świeżym powietrzu, szła w chmury cała dwudziestka. Dawno to jednak, lata temu. Właśnie w lipcu stuknęło ich siedem. Podobno co tyle lat regenerują się płuca palacza. Czyżbym był czyściutki jak noworodek?
Rzuciłem paskudztwo po śmierci Asi. Pewnej wspaniałej dziewczyny. Żony mojego dawnego dobrego kompana. Zapewne nadal chłopina jest w porządku, choć nasze światy rozeszły się spory czas temu. Jednak o dawnych i niemal codziennych długich spacerach, plus pogawędkach o muzyce, dziewczynach, jak i znienawidzonych wówczas komputerach, zapomnieć nie sposób.
Jedyne co, to że nie potrafiłem i nie potrafię zrozumieć, jak ów kompan szybko stanął na nogi. Ja sam do teraz nie mogę się otrząsnąć, a on po nieco ponad roku przedstawił towarzystwu nową wybrankę życia, w dodatku już w zaawansowanej ciąży. Cóż...niech będzie - jestem staroświecki, moje serce jednak tak szybko nie zapieprza.
Asia spoczywa nieopodal Szalonego Pana Piotra - vide Piotra Krystka - pierwszego wokalisty Turbo. Muszę ich kiedyś odwiedzić, pogadać w ciszy, bośmy dawno nie mieli okazji. Cmentarz na Junikowie ogromny i rozwlekły, ale w oba miejsca trafię z zamkniętymi oczyma. I tu nasuwa się pewna refleksja z okresu pogrzebu Asi. Przepraszam, że wciągam Państwa w klimat cmentarzysk, tym bardziej, że za oknem słońce i cieplutko dla ciała. Pamiętam tę smutną uroczystość, no urnę/wazonik, gdzie pomieściło się całe jej wielkie serce. Było podniośle i kolorowo zarazem. Kwiatów i wieńców nie do oszacowania. Pojechałem tam ponownie po dwóch tygodniach, by zapalić świeczkę w należytej ciszy. To, co zastałem, nasunęło mi obraz jaki widuje się tylko w filmach, bądź czytuje w dobrze ubarwionych historiach. Kwiaty nieuprzątnięte, leżały jak w dniu ceremonii. Wszystko było posmutniałe, szare, niczym resztki siwych włosów na głowie konającego starca. Grób Asi przypominał opuszczony przed laty dom. Jedynie w międzyczasie padający deszcz nie pozwolił na dobre rozwinąć się pajęczynom.
Aby rozwiać ewentualne wątpliwości; choć była to świetna dziewczyna, nie łączyło mnie z nią żadne głębsze uczucie.
Tak jakoś refleksyjnie, bo właśnie się dowiedziałem, że zmarł Tamás Somló - muzyk Locomotiv GT. Generalnie basista, ale grający w sumie także jeszcze na kilku różnych instrumentach, w tym także pełniąc okazjonalne role głównego wokalisty, obok podstawowego Gabora Pressera.
Tamasza można posłuchać od trzeciej płyty Lokomotiwów "Bummm!". Gdyby komuś przyszło szybko nadrobić zaległości.
Ciężko chorował i walkę z paskudztwem przegrał dzisiejszego ranka.
Zamiast piosenki na dziś, niech będzie cała płyta Locomotiv GT "In Warsaw". Bardzo popularna. Chyba każdy ma ją we własnej kolekcji. Niegdyś można było ją kupić w niejednej osiedlowej księgarni. Nie trzeba było zasuwać do Centrum i wystawać w tasiemcowych kolejkach. Polskie Nagrania wytłoczyły jej troszkę za dużo. Przyczyniając się, iż ten tytuł stał się jednym z moich pierwszych kroków w budowaniu płytowej kolekcji. Dawny egzemplarz mam do teraz - a jakże. Oczywiście wiadomo: oryginalne węgierskie studyjniaki są kapitalne, ale i my w Polsce przyczyniliśmy się do wzbogacenia zespołowej dyskografii tymże fajnym tytułem. Z koncertu z warszawskiej Kongresówki, w której wystąpiła grupa właśnie z Tamaszem w składzie. Jedynym felerem wydawnictwa jest fatalny albumowy miks. Wszystko źle pocięto, niefortunnie posklejano, przez co oklaski nie zgadzają się z końcówkami nagrań - i początkami także. Nie mieliśmy wówczas jeszcze zbyt wielu dobrych
Tamás Somló
realizatorów i inżynierów magików. Ale sama muzyka fantastyczna. Przed laty prezentowałem album w jednej z audycji. Specjalnie przegrywając na ten cel winyl na CD.
Życzę Państwu dobrej reszty dnia, w pogodzie ducha i muzyką w tle.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"