Nie mogę w to uwierzyć. Wszyscy inni mogli umrzeć, ale nie Lemmy. On wydawał się niezniszczalny, nieśmiertelny. Choć wiem, że biedaczysko chorował. Ostatnimi czasy coraz częściej i intensywniej. Do tego stopnia, że nawet musiał ograniczyć koncertowanie, a jeden z występów zakończyć mocno przed czasem. Wciąż jednak miałem nadzieję, a i będąc przekonanym, że zaraz dojdzie do siebie i znowu zacznie występować, nagrywać.... Ach, nie ma więc nieśmiertelnych, skoro i o Lemmy'ego upomnieli się gdzieś tam na górze. A tyle dla mnie znaczył. Tak wielką rolę odegrał w mej muzycznej przygodzie.
Ileż to razy w życiu posłuchałem koncertówki "No Sleep 'Til Hammersmith", bądź studyjnej "Ace Of Spades" - nie policzę. Kochałem i kocham Motorhead miłością najszczerszą. Dlatego z wielkim smutkiem przychodzi mi przyjąć na klatę odejście tak Szacownej dla rocka Postaci.
W minioną Wigilię Lemmy ukończył jubileuszowe 70 lat.
Dzięki Ci piękne najcudowniejsza chrypko tego świata i najwspanialszy czadowy basisto wszech czasów. Za to, że byłeś i dałeś ludziom tyle radości. A teraz brnij do świata lepszego....
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"