Jak to określił "Wyspiarski" Andrzej, wczorajsza audycja była z przygodami. To dobrze, przynajmniej się czymś zaznaczyła. Będziemy być może o niej pamiętać.
Na szczęście informacja o śmierci Karela Gotta okazała się zwyczajną plotką, którą ktoś rozpuścił, a mój znajomy naiwnie podchwycił, próbując zarazem Nawiedzonemu odsprzedać. Z początku zasmuciłem się ogromnie, bo mam sentyment do tego piosenkarza. Karel Gott podobno mocno choruje, lecz nie uśmiercajmy go za życia. Życzmy mu raczej dużo zdrowia i weny twórczej. Ten informacyjny kapiszon namawia mnie przy okazji, by o artyście wkrótce coś napisać. Lecz może jeszcze nie teraz. Muszę posłuchać trochę już zapomnianych piosenek.
I to była ta pierwsza przygoda, zwieńczona happy endem. Drugą zaś było zacięcie odtwarzacza kompaktowego w okolicach nocnej wpół do drugiej. Ten zbuntował się po pierwszym nagraniu prezentowanych Beach House, i ni w ząb nie chciał brnąć dalej. Nic nie pomagało. Przez chwilę miałem w oczach widmo przedwcześnie zakończonego z Państwem spotkania, lecz kompakcior dostał kopniaka w chwili, gdy przez moment przymusowo z komputera (ble!!! afe!!!) musięliśmy zaserwować na kilkadziesiąt sekund The Cure. Na szczęście i tutaj dobre duszki sprzyjały. Oby już za tydzień wszystko było w całości jak należy. Takie historie pokazują, że radio jest żywym instrumentem, bywa w nim, iż grajek niewłaściwie pociągnie po strunie, no i.... Na koncertach przeważnie publiczność z sympatią akceptuje tego typu wtopy. Żywię nadzieję, że te wczorajsze były równie atrakcyjne.
Obraziło się na mnie "kilka" osób za nieco szczerych słów pod adresem instytucji kościelnej. Ostentacyjne wypisali się z Blogu Nawiedzonego, dając wyraz swej nietolerancji. Przykro mi bardzo, ponieważ byli ze mną spory kawał czasu. Szkoda, że tak łatwo można wszystko przekreślić. Że tak w niewyszukanym stylu się obrażamy, dbając przy tym tylko o własne uczucia, nie myśląc choć przez chwilę o innych. Dlaczego tylko ja muszę zawsze wszystkich wysłuchiwać, rozumieć i nigdy się nie obrazać. Mnie nie wolno, innym tak. Pomyślmy nad tym. Tacy ludzie wywierają nacisk na wolność słowa, myśli, przekonań. To się nazywa nietolerancja. A ja myślałem, że w tej naszej garstce Nawiedzonych, są tylko i wyłącznie ludzie kumaci. No i chyba są - wszyscy, którzy po tamtym wpisie (po dokonanej jednak autocenzurze) ze mną pozostali. Bardzo Wam za to dziękuję. Tym, którzy mnie opuścili dziękuję także, za czas poświęcony dotąd, lecz o powrót nie proszę. Nic na siłę.
Kiedy powiedziałem wczoraj o tym zdarzeniu na antenie, otrzymałem sms/y i maile z wyrazami zdegustowania. Państwu też się to nie spodobało. Co ja na to poradzę; Bozinka mnie tak skonstruowała, że nie chodzę do kościoła, nie wierzę w jakiegokolwiek Stwórcę, choć wierzę w ludzi, w ich dobro, w miłość... Jestem zwyczajnym śmiertelnikiem, z mnóstwem wad, ale też i z kilkoma zaletami. Jedną z nich jest tolerancja do wszelakich odmienności. I jeśli kogoś darzę dobrym uczuciem, to nie jest tym jakieś tam piórko na wietrze.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"