niedziela, 6 grudnia 2015

BILLY SHERWOOD - "Citizen" - (2015) -





BILLY SHERWOOD
"Citizen"
(FRONTIERS RECORDS)

**1/2



Billy Sherwood w swym bogatym muzycznym życiorysie, był zamieszany w wiele przeróżnych projektów, często nawet bardzo interesujących, jak choćby debiutancka płyta formacji World Trade - z 1989 roku, bądź całkiem nieodległy Yoso - z połączenia sił Yes i Toto. Niestety, te nie przyniosły mu wielkiej sławy, tak jak i również samo zaszczytne zasiadanie w podstawowym składzie grupy Yes. Muzyk z nią zrealizował dwa studyjne albumy - absolutnie chybiony "Open Your Arms" oraz sporo lepszy, lecz ostatecznie jednak tylko fajny "The Ladder".
Sherwood nie jest postacią szczególnie wybitną, aczkolwiek zauważalną i docenianą na światowym muzycznym rynku. Sam też chętnie współpracuje z przeróżnymi artystami, jak choćby z Deep Purple, byłym frontmanem Free i Bad Company - Paulem Rodgersem, "karmazynowym" Johnem Wettononem, a nawet z kompanią Lemmy'ego - Motörhead.
Tymczasem jednak zaś, to Sherwood poprosił kilkunastu znajomków o uczestnictwo w swym najnowszym projekcie. Lista gości jest imponująca, m.in: Alan Parsons, Steve Morse, Steve Hackett, Patrick Moraz, Rick Wakeman, Geoff Downes, Jerry Goodman, a nawet pozyskany na krótko przed śmiercią Chris Squire - w najlepszym notabene na płycie i tytułowym zarazem nagraniu "The Citizen".
Niestety efekt finalny całego dzieła wydaje się daleki od pokładanych oczekiwań. Bycie sprawnym muzykiem nie daje jednak przepustki do kompozytorskiego talentu. Na tej nieźle wyprodukowanej płycie otrzymujemy 11 kompozycji, trwających po średnio pięć do ośmiu minut, jednak nad całością unosi się duch ogólnej niemocy. Nie ma tu choćby dwóch/trzech ponad przeciętnych melodii, bądź jakichkolwiek zapamiętywalnych tak zwanych "momentów". Albumowi brakuje lekkości, wszystko jawi się dość sztuczne i mocno naciągane, żeby nie powiedzieć - kanciate.
Wyborni goście co prawda zaznaczają swą obecność, jednak nawet ich specyficzne zagrywki nie są w stanie uratować całościowej mizerii.
Najokazalej jawi się wspomniany już "The Citizen" (z charakterystycznym motywem - naznaczanym zresztą jeszcze w dalszej części albumu). Sherwood zagrał tutaj bardzo ładnie na gitarze, Chris Squire zrobił to, co do niego należało, natomiast szczególnie należy pochwalić Tony'ego Kaye'a - także przecież muzyka Yes - za całą klawiszową maestrię (syntezatory + organy Hammonda).
Można jeszcze ucha zawiesić nad "Man & The Machine". Co prawda sama kompozycja brzmi niczym Yes-owski odrzut z "Big Generator", na szczęście Genesis'owskie gitarowe partie Steve'a Hacketta - szczególnie te pod koniec całego numeru - muszą wywołać na twarzy błogostan. Reszta płyta jest przeciętna, niczym barwa głosu Jona Davisona - obecnego wokalisty Yes, który całkiem dobrze czuje się w objęciach "kunsztu" Sherwooda. Ich wspólne wykonanie wieńczącej całość kompozycji "Written In The Centuries", stanowi za idealną wizytówkę do tej suma sumarum drętwej muzyki.






Andrzej Masłowski
 
 
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
 www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"