Myślę trochę o świętach. I jak co roku mam nadzieję, że sobie poleniuchuję, posłucham muzyki, zresetuję wszystkie napięcia dnia codziennego....., a jak zwykle stanie na kilku podwieczorkach i kolacjach rodzinnych, po czym przyjdzie 27 grudnia, i wszystko powróci do normy. Podobnie będzie za rok, za dwa..... Właśnie o tym rozmawialiśmy sobie dzisiaj z pewną znajomą w tramwaju. Tak swoją drogą, ciekawe ile jeszcze człowiekowi takich świąt pozostało?
Jako dziecko uwielbiałem "ten czas", bo w telewizji pojawiały się lepsze filmy, na stole niecodzienne jedzenie, a i gwiazdor.... - wiadomo, dla dziecka najważniejszy. Dzisiaj mam wszystko, niczego nie potrzebuję. No, może nieco dobrych uczuć - tego nigdy nie za wiele.
Pogoda nie przypomina grudnia. Wysokie temperatury - i to stawiam za duży plus, jednak klimatu świąt zdecydowanie nie czuć.
Zacząłem przesłuchiwanie kolęd i pastorałek w wydaniu Enyi, Maire Brennan czy Blackmore's Night.
W najbliższą niedzielę czeka nas przedostatnie w tym roku spotkanie. Coś ładnego przygotuję, lecz nie ma mowy o żadnym nudziarstwie. Kolędowania proszę wypatrywać na TVP Kultura, u mnie raczej pisków i wrzasków.
Wczoraj kupiłem CD Norah Jones "Come Away With Me". Nie wiedziałem, że to już tyle lat od tego debiutu. Pamiętam jak było o nim głośno. Wówczas się wściekałem, że robi się z tej dziewczyny gwiazdę. Taką muzykę i takie śpiewanie uważałem za przejaw nudy, dostarczany bezgustownym snobom. Było w tym zresztą nieco prawdy, choć nigdy nie należy wszystkich wrzucać do jednego wora - to krzywdzące.
Do posłuchania Norah Jones natchnął mnie Keith Richards. Rolling Stones'owiec poprosił tę dojrzałą już dziewczynę, by ta zaśpiewała w jednym kawałku na jego ostatnim solowym dziele - i wyszło fantastycznie. Tak polubiłem rozleniwiony śpiew Nory, że musiałem posłuchać jakiejkolwiek całej płyty. Najnowszej nie chciałem, bo tam Norah wdała się w przeróżne duety-kolaboracje, a mnie już trochę tego typu gigantomanie męczą, więc postawiłem na "jedynkę". Skromnie oprawioną, jazzująco-country'ującą. Z naciskiem na jazz. Z wszechobecnymi pianinem, basem, wyciszoną gitarą (nawet jeśli ta czasem bywa elektryczna), gdzieniegdzie z podszytymi smyczkami, bądź mocno "francuskim" akordeonem - jak w nagraniu "Painter Song". To płyta do miłego zasypiania, do lenistwa przy popołudniowej sjeście, poczytania nienapiętej książki, do wtulenia się w kogoś bliskiego. Do rozmarzenia....
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"