piątek, 1 stycznia 2016

pierwszy stycznia, dwa tysiące szesnastego....

Rozpoczął się nowy rok. Czy coś od poprzedniego się zmieniło? Niewiele, choć od popołudnia (bo tak dopiero wstałem) zastanowił mnie biały krajobraz za oknem. I nie był to sen. Żadna to niespodzianka, wszak mamy zimę. Co innego, gdy niegdyś ostro popadało na pierwszego maja. W Poznaniu, Warszawie, Sofii, Pradze, Moskwie.... Miło było w telewizji pooglądać zmarznięte tłumy gloryfikujące socjalistyczne systemy ludowe. Troszkę lat jednak od tamtych wydarzeń minęło, a lud jak widać, wciąż swą potęgę ma. W Polsce właśnie powstała Telewizja Narodowa. Publiczna się burdelowo kojarzyła, to przechrzcili. Nie z zemsty - bynajmniej, a dla naszego dobra. W październiku Prezes obiecał, że wszystko będzie fair i szling szlang, no to ja mu wierzę.
Jakieś noworoczne postanowienia? Nie, nigdy niczego nie zakładam i nie planuję. Żyję dniem dzisiejszym, ewentualnie zastanawiam się, co na jutro. Dalej już nie. Trzymam się starego powiedzenia; człowiek planuje, Pan Bóg krzyżuje. Dlatego optymistyczniej jest nie wybiegać za bardzo w przyszłość. To najlepsza metoda unikania rozczarowań. Choć lubię sobie zaplanować audycyjne szkielety. A później doczepiać gałęzie i liście. A propos, jutro w okolicach kilku minut po 11-tej, pojawię się u Mariusza Kwaśniewskiego w Radio Merkurym. To media publiczne (a może już też narodowe?), więc nie do końca wiem, czy aby czasem nie będę mieć z Państwem przyjemność po raz ostatni. Zatem zapraszam jakoś tak szczególniej! Powinien jeszcze pojawić się Grzegorz Kupczyk. Każdy z nas przyniesie po jednym kawałku ubiegłorocznym. Jakimś wyjątkowo ładnym. Już wiem co zagram, ale nie powiem.
A co do radia.... Dzisiaj moich znajomych na Facebooku ogarnął jakiś demon. Wszyscy podnieceni komentowali radiową Trójkę, gdyż w niej Top Wszech Czasów. Ludzie cały dzień zasiadywali przy radioodbiornikach, by posłuchać stu, czy iluś tam piosenek, które i tak od zawsze znają na pamięć. A więc: "Stairway To Heaven", "Riders On The Storm", "November Rain", "Another Brick In The Wall", "Money For Nothing" i jeszcze kilkudziesięciu innych. O tych wiem, bo się bractwo rozpisywało na swych FB tablicach. Mają cierpliwość, jak Bogu sicko, tak przebój za przebojem... Lukier za lukrem. Deser czekoladowy za deserem.... No, ja też lubię czekoladę, ale gdybym miał tak jedną za drugą, to w końcu by zemdliło.
Chyba faktycznie inaczej pojmuję muzykę, niż ci wszyscy "trójkowicze". Bo dla mnie takie "Money For Nothing" jest cudne, lecz przed nim musi być "So Far Away", a po nim "Walk Of Life". Tak tego ja słucham, bo tak chyba w ogóle by należało. Nie potrafiłbym posłuchać stu przebojów pod rząd, bo to tak, jak zafundować sobie kilkadziesiąt razy karuzelę. Nic, tylko zawrót głowy. "Stairway To Heaven" uwielbiam, ale nie w towarzystwie innych znanych hitów Pink Floyd, Dżemu, Metalliki, U2, itd.... "Stairway To Heaven" smakuje najlepiej, gdy nastawimy longplayową "czwórkę" Zepps i polecą po kolei: "Black Dog", "Rock And Roll", "The Battle Of Evermore", by w konsekwencji stronę A ukoronowała perła "Stairway To Heaven". Po czym przekładamy płytę na stronę B, i słuchamy "Misty Mountain Hop", i aż do finałowej "Kiedy tama pęka".
Najlepsze, że to samo towarzystwo za kolejnych dwanaście miesięcy znowu przebrnie przez te sto kawałków, tyle że dla zmyły panowie redaktorzy nieco je przetasują. By było "ciekawiej". Co za nuda. Musiałbym mieć puste płytowe półki, by w coś takiego dać się wkręcić.
Wybieram inne świętowanie. U mnie kręcą się przez cały dzień winyle; Clarence Clemons, Gary Wright, Sutherland Brothers & Quiver i kilka innych. Piękna muzyka, lecz nie dająca się zamęczyć listami przebojów. Choć zapewne w swoim czasie wszyscy ci artyści o nie zabiegali.
Nie potrafiłbym prowadzić żadnych list przebojów, choć doceniam taką robotę, jaką dla przykładu wykonuje każdego tygodnia Marek Niedźwiecki. Nie tylko doceniam, co nawet bardzo lubię tego dziennikarza. Jednak ziewnąłbym wielkim śpiochem, gdyby przyszło mi podobną robotę klajstrować.
Dobrym zwyczajem pragnąłbym Państwu życzyć na Nowy Rok coś fajnego, albo nawet oryginalnego, by nie przynudzać wytartymi sloganami, ale nie potrafię, tak więc po prostu - Wszystkiego Najlepszego! Zdrowia, miłości, u każdego z nas rozsądku i mądrości życiowych - bo to się przyda każdemu. Nawet temu, który myśli, że akurat jemu już nie. Tego co dobre, nigdy nie za dużo. Muzycznie życzmy sobie roku jeszcze lepszego od minionego, choć tamten przecież nie był zły.
Niech się zatem dobrze kręci! Jak mało trzeszcząca płyta.
Szkoda, że tak wielu artystów straciliśmy w ostatnich dwunastu miesiącach. Rok wydawać się mogło, że smutnym akcentem zakończy odejście Lemmy'ego, aż tu dzisiaj media poinformowały o wczorajszej śmierci Natalie Cole - córki słynnego Nat King Cole'a. Oby 2016 zlitował się w tej materii.
Mam już bilet na Luca Turilli's Rhapsody do Wrocławia. Jadę!





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
 www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"