CLIVE NOLAN - "Alchemy" - (METAL MIND PRODUCTIONS) - *1/4
Clive Nolan, to przede wszystkim instrumentalista klawiszowy z pięknego Pendragon, a dopiero później z przyzwoitej Areny, by na samym końcu powymieniać nazwy jego zespołów mniej lub jeszcze mniej udanych.
Kompletnie niezrozumiałymi były dla mnie zachwyty nad projektem Caamora, przez co z jeszcze większym dystansem przyszło mi usiąść do stołu w towarzystwie najnowszego Nolanowskiego tworu oraz dodatkowo całej masy pozapraszanych do jego udziału gości.
Mistrz klawiatury Wielki Clive , jest sprawnym muzykiem, troszkę zadufanym w sobie, a do tego siedzi w nim niesforny duch, który wmawia mu, że jest dobrym kompozytorem, przez co nieprzerwanie otwiera przeróżne twórcze szufladki ku swej "wielkości". I próbuje, próbuje,...
Tym razem zaproponował wielce rozbudowane (aż na dwie płyty - i dwa akty zarazem) dzieło, które z założenia miało być podane z wielkim rozmachem. Szkoda, że jak zwykle u tego pana, skończyło się na potężnym pierdnięciu muchy w pustej beczce po winie.
"Alchemy" ma być dziełem nawiązującym do tradycji angielskiej literatury, a w swej treści najkrócej rzecz ujmując, traktuje o walce dobra ze złem.
Maestro nie raz udowodnił, że posiada zacięcie do formy musicalowej, szkoda tylko, że przychodzi mu zazwyczaj tworzyć rzeczy mdłe, nijakie i nadęte. Tak jak i to najnowsze. Z niezliczoną ilością dłużyzn i przerostu treści nad formą. Tak, dokładnie właśnie w takiej konfiguracji.
Nasz twórca bohater jest tak przewidywalny jak codzienna wojskowa zaprawa poranna. Najgorsze jest to, że jego potrawy są jeszcze gorsze od obowiązkowego tam kolacyjnego paprykarzu.
I co z tego, że naklejka na płycie dumnie głosi, że pośród gości jest choćby były wokalista IQ - Paul Menel, bądź perkusista Scott Higham - z koleżeńskiego Pendragon. Nie brakuje jeszcze kilku innych dobrych znajomych, jak etatowa niegdyś u Nolana wokalistka Tracy Hitchings (ze Strangers On A Train), czy obecnego wokalisty Areny - Paula Manzi, bądź innych zacnych głosów, w tym: Damiana Wilsona (dzisiaj z Threshold, niegdyś także z Landmarq), Andy'ego Searsa z Twelfth Night, czy polskiego akcentu w postaci Agnieszki Świty (często podobnej w sposobie śpiewnej artykulacji do Tracy Hitchings) - znanej ze współpracy z projektu Caamora.
Mógłbym jeszcze dopisać kilka nazwisk, by dźwignąć nieco pod górę reputację tego nieszczęsnego dzieła, które na pewno przypadnie do gustu bezkrytycznym fanom rocka regresywnego, jak i trzymającym się kurczowo sprawdzonych nazw i nazwisk. Bez względu nawet na to co w sumie stworzą. Już widzę te euforie, te achy i ochy, że jakie to piękne, jakie cudne, i tym podobnie... Ja poczułem się naprawdę cudnie, gdy wyłaczyłem ten ogólny mdlący grysik.
Gdyby mnie jednak postawiono pod ścianą i zmuszono do wyłonienia przynajmniej po jednym ciekawym fragmencie na każdej z obu płyt, to przy pierwszym akcie postawiłbym żeton na dość ładną i skromnie podaną balladę "Amelia" - zaśpiewaną przez wokalistę fajnego niegdyś zespołu Red Jasper - Davida Clifforda. Na szczęście, Nolan odpuścił sobie tutaj te wszystkie nachalnie rozwrzeszczane chóry i przy lekkich balansach orkiestrowych dał w pełni pośpiewać Cliffordowi. Wypada żałować, że to jedyny ciekawy przystanek w tej części dzieła.
Z kolei, w akcie drugim, da się wyróżnić także suma sumarum tylko jedną kompozycję, a mianowicie "Tide Of Wealth". Tutaj płuca rozdziera nawet sam Nolan. Fakt, lepiej śpiewa ode mnie, jeśli to dla niego pocieszenie. Pochwalić jednak całość można za ciekawą i skoczną melodię, z refrenem na "la la la", ale i za ogólny kabaretowy klimat. Co nieoczekiwanie przykuwa uwagę i otwiera znudzone nad całością powieki.
Gdyby moja opinia o tym "wstrząsającym dziele" nie podziałała jednak ostrzegawczo i przestrzegawczo, to polecam koniecznie nabyć owy albumik, a i trzymać go ode mnie z daleka.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)