wtorek, 23 lipca 2024

equals 1

Odniosę się w paru słowach względem kilku nowości. Wolę napisać, niż przegadywać audycje. To, co na papierze zostaje, słowa idą w przestrzeń. Oczywiście oprócz tych, w których Andy się wyłoży.
Lato miało być niefonograficzne, leniwe i ciepłe, tymczasem dwa ostatnie czynniki nawet się sprawdzają, zaś w wydawnictwach płytowych istny ruch. I dobrze, nie spowalniajmy trybu. Dopóki jest co kupować, muzyka ma sens. Kiedy w sprawy wmiesza się Sztuczna Inteligencja, sztuka stanie się parodią. Zresztą, pomału wchodzimy w etap, w którym niektórym artystom już trudno zaufać. Wielu się sprostytuuje, i boję się, by wśród nich nie przyłapano któregoś z moich pupili. Aśmy czasów dożyli. Dzisiaj już drwimy z kolekcjonerów płyt, no bo, po co te okładki zbierają, tracą tyle forsy, skoro wszystko w sieci. Za jakiś śmieszny wymiarowo abonament. I wszystko przecież w porządku - słyszę nie raz, nie dwa. Przecież płacą te trzydzieści złotych, więc, o co chodzi? Co gorsza, coraz więcej artystów daje się dymać tym wszystkim spotify'fajusom, godząc na przekierunkowanie pod ich pieczę swoich katalogów, swojego artystycznego dorobku. Kiedyś liczyłem, iż wszystko pójdzie w drugą stronę, ale niestety. Nawet Neil Young dał przysłowiowej dupy, i po wielu latach strumieniowej absencji, oddał katalog temu zalegalizowanemu złodziejstwu. Powiadają, że dzisiaj 'tak trzeba'. Wszyscy się kurwią, nadstaw się i ty.
Zostaw Andy, nie ekscytuj się, tego świata nie da się zmienić. I tu nachodzi mnie pointa jednej z pogawędek bohaterów 'Seksmisji', Maksa Paradysa z Albercikiem, kiedy temu drugiemu zamarzyła się odbudowa dawnej rzeczywistości, gdzie znów świat będzie z mężczyznami, reproduktorami, odpowiedzialnymi za utrzymanie gatunku. Normalny świat, zamiast tylko zarządzającymi nim babami oraz życiem uzależnionym od probówek. Maks na sugestie Alberta zwraca się z nutą egoizmu: zostaw, tamtego świata nie da się uratować. W zasadzie ja też kijem Warty nie mam zamiaru zawracać, pomimo iż moje audycje (serwowane jedynie z płyt) jawią się misyjnie, tak też, jeśli nawrócę choć jedną duszyczkę, zawsze warto!


No, ale miało być o muzyce. No więc... Najnowsi Deep Purple "=1" (bo w dzisiejszym świecie wszystko sprowadza się do jednego) są całkiem całkiem. Singlowe "Pictures Of You" podoba mi się umiarkowanie, za to usytuowane na promującej album małej płycie, a tuż za nim - "Portable Door", czyli teoretycznie strona B, wspaniała. Organy Aireya chodzą jak u dawnego Jona Lorda. Dobre, pół szybkie tempo, takie na myśl przywodzące kilka momentów z np. "Who Do We Think We Are". A jeszcze super gitarowe solówkowanie Simona McBride'a. W pewnym momencie wszyscy tu odjeżdżają. Tworzy się istne jam session. Szkoda, że za krótkie. Mogliby tak pograć jeszcze z dobrych pięć minut, chyba nie tylko ku memu pragnieniu.
Podoba mi się "Lazy Sod". Kolejny kawał dobrze podrasowanego archeo'rocka. I znowu 'to tempo', do tego chwytliwa melodia, i jeszcze raz panowie muszą sobie przez moment pograć. Tak bez nut, z duszą na ramieniu. Powiem Państwu, ten ich zryw, tak na dwie minuty przed końcem, boski! Zaraz potem następuje czterominutowe "Now You're Talkin' ". Być może nic niesamowitego, ot solidny, acz bez szczególnie zapamiętywalnej melodii hard rock, za to z fajnie 'przeszkadzającymi' organom syntezatorami. I nie po raz pierwszy McBride zasunie z grzmotną solówką. Jednak, co błysnęło mi najbardziej? - to nie lada ryknięcie Gillana. O jasny gwint, zupełnie jakby ciupinka wyjęta z lat siedemdziesiątych. Że co, że Andy nie przesadzaj, to już nie ten Gillan, co kiedyś, nie ten głos. Jak często to słyszę. Te kretyńskie zarzuty wobec blisko ośmiodekadowego Gillana absolutnie nie na miejscu. Spójrzmy na przeciętnego siedemdziesięcio-ośmioletniego polskiego dziadziunia. Z ledwością utrzymuje siateczkę z chwilę wcześniej zakupionymi bułkami i mlekiem w pobliskim spożywczaku. A tu facio, który wciąż ma gardło. Aż mnie przeszyło. No dobrze, może odrobina kurzu słyszalna, jednak biorąc pod uwagę mistrzunia metrykę, padam do stóp.
Dużo dobrego i konkretnego purpurowania dostarcza też "Sharp Shooter" (... jesteś kolejnym snajperem, trzymasz palec na spuście i celujesz w moją wielką głowę ...). Sama melodia średnia, za to w połowie kawałka wdziera się nieco ozdobników: syntezatory plus który to już raz genialne McBride'a błądzenie po strunach. I znowu szkoda, że tak krótko.
Wyróżniłbym jeszcze "A Bit On The Side". Gdzieś w tekście: ...nie obchodzi mnie, w którą stronę się odchylasz, bo nie chcę ani w lewo, ani w prawo. Chcę przód-tył i trochę na boku miłości ... Hmmm... Jakby tradycją tego albumu panowie w dwóch fazach piosenki odskakują od szablonu, by sobie podżemować, a przecież na całość mają zaledwie cztery minuty.
Jeszcze ballady. Są dwie - "If I Were You" oraz "I'll Catch You". Obie piękne, lecz sercem obstawiam tę pierwszą. Jakoś szczególnie mnie ujęła, i od razu pomyślałem, zostanie z nami na dłużej, zaś o tej drugiej pamiętać będą jedynie najwięksi zwolennicy albumu. Piosenki czynią o relacjach na linii ona-on, przy czym, nie są to konwencjonalne heartbreakersy. Nic z tego. Chodzi o zranione uczucia. Bo, kiedy ktoś nas opuści lub zdradzi, z reguły nie ma mowy, by jeszcze raz, a serce przecież pragnie i długo boli. 

Chciałem jeszcze co nieco o nowych płytach Johnny'ego Casha, Travis i Marca Almonda, jednak tekst wydłużył się nieco, może więc innym razem. 

a.m.

"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl