sobota, 23 marca 2024

mój sąsiad Adolf

Jak dobrze mieć pod ręką Canal+. Wczoraj nareszcie udało mi się nadrobić kinową zaległość, film "Mój sąsiad Adolf". Ostrzyłem sobie na niego zęby, gdy był jego dużoekranowy czas, jednak moi kompani zbywali temat, wybierając na wspólne seanse inne tematy. A we mnie przez cały czas siedziało zaliczenie tego filmu, podskórnie czując, że to coś dla mnie. Takie konieczne coś. I kiedy już myślałem, że po temacie, Canal+ któregoś ostatniego razu zareklamowało się z chęcią kilkukrotnego wyemitowania. Ktoś powie: nic trudnego, Andy zaraz ci znajdę platformę, na której, kiedy i o której chcesz. Wiadomo, lecz ja tak nie działam. Nie jestem zbzikowanym netflixowcem czy innym showmaxem, wolę wydawać forsę na muzykę, a kina szukam najlepiej w kinie (nie ma lepszej opcji!) lub w mojej kablówce, w której fakt, rzadko staje ofertą poza kino klasy B lub hitów sprzed dekad. Na szczęście Canal+, za który dopłacam do pakietu symboliczną dychę!, niekiedy zaskakuje. Inna sprawa, że każdej platformie co miesiąc, tu trzy dychy, tam trzy dychy, podczas, gdy z reguły mam ochotę miesięcznie góra na jeden, czasem dwa filmy, szaleństwem byłoby wpadać w wir wiązania się w te wszystkie telewizje.

A zatem, "Mój sąsiad Adolf". Myślę, że skromny budżetowo film, mimo wszystko ciekawie zrealizowany, nietrącący kiczem. Nie o produkcję tu jednak idzie, wszelakie ajmaksy tym razem mają wolne.
Film zdaje się, o ile czegoś teraz nie pomylę, produkcji kolumbijskiej, choć z wyraźnym nasączeniem izraelskim, niemieckim oraz uwaga! - polskim. Mało tego, występuje w nim nawet wódka opatrzona nalepką: 'dobra wódka'. Hmmm, podobnie, jak u Kiepskich. Na tym nie koniec, na liście płac, a konkretnie w dziale produkcja, wyłapałem nazwisko: Stanislaw Dziedzic. -- Stanislaw pisane przez 'l'. Być może polsko-brzmiących akcentów nawet tu więcej, lecz prompter z listą płac nieco mnie wyprzedził. W ogóle międzynarodowo, panowie ze sobą rozmawiają po angielsku, ale już inni bohaterowie czynią wtręty niemieckie, hiszpańskie, żydowskie, również polskie.
Wielu nazistowskich zbrodniarzy po wojnie znajdowało ciepłe gniazdko w krajach Ameryki Łacińskiej, najwięcej chyba w Argentynie, choć my zajeżdżamy do Kolumbii. To tam w pewnej osadzie, w zdewastowanym domu z ogrodem, otoczonym na ostatnich nogach płotem, mieszka ocalony z holocaustu facio, o znajomo brzmiącym nazwisku Polsky, którego życie przelatuje na pielęgnacji dziko przy płocie rosnącego krzaka czarnych róż oraz na graniu samemu ze sobą w szachy. Egzystencja, tego nieufnego i zrzędliwego starszego pana, zmieni się znacząco, gdy pewnego dnia do opuszczonej sąsiedniej, równie podniszczonej posiadłości, wprowadzi się pewien Niemiec, którego nasz bohater (po spojrzeniu mu w oczy) podejrzewa o bycie Adolfem Hitlerem. Każdej wolnej chwili dokładnie mu się przygląda, przysłuchuje, poszukuje najczęstszych powodów do spotkań. Chodzi o zdemaskowanie i wstawienie pod temidę. Zainteresowanie sąsiadem, vide ewentualnym Hitlerem, narasta do granic obsesji. Polsky bez ospałości nabywa mnóstwo o kanclerzu rzeszy potrzebnej literatury, z której dowiaduje się istotnych o nim szczegółów, jak to, że Hitler był mańkutem, malarzem, wegetarianinem, wielbicielem zwierząt, alkoholowym abstynentem, a nawet to, że posiadał - istotne dla sprawy - jedno jądro. Co gorsza, wiele z sąsiadem się zgadza, tak też, tym bardziej próbuje swoimi spostrzeżeniami zainteresować lokalne władze. Niestety, wszyscy traktują go jak dziwaka, zatem przychodzi śledztwo na własną rękę. I tu należy uciąć, by tego filmu jednak nie opowiedzieć. Całość trwa ledwie półtorej godziny, więc wszystko szybko się wyjaśni. Obejrzyjcie, kto jeszcze nie miał okazji.
Lubię takie klimaty, poparte wysokiej próby aktorstwem. Właśnie na takie filmy ciągnie mnie przed ekran. Jak dobrze zatem, iż wciąż powstają. 

P.S. Trochę nastrój spokojnego oglądania zakłócała - na szczęście dużo lepiej czująca się - Zuleczka. Nie wiem, czy już kiedyś pisałem, ale ona reaguje na zwierzęta na ekranie. I tu przepraszam, na czarnoskórych niekiedy także. Nie zawsze, lecz czasem myli je z naczelnymi, było nie było jednak człekokształtnymi. Wtedy wychodzi z niej dyskryminacja, a i terytorializm, więc szczeka, szczeka.... dopóki intrygująca łajza nie opuści ekranu. A że Adolf Hitler, jak wiemy, posiadał wilczura, nietrudno domyślić się, iż podejrzewany o bycie nim sąsiad Polsky'ego, też takowego ma. A nawet dwa, co wyjaśni się w trakcie emisji. No więc, trochę musiałem balansować pomiędzy wychwytywaniem dialogów a uspokajaniem Zuleczki. Ale nikt nie obiecywał, że będzie lekko. 

a.m. 

 

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
(obecność nieobowiązkowa !)

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"