niedziela, 24 marca 2024

IRA - klub B17, ul. Bułgarska, Poznań, sobota 23 marca 2024

Wybrałem się na Irę do 'be siedemnaście'. W sumie to już moja trzecia Ira. Pierwsze dwa razy nie stanowiły głównego wyboru, a dzisiaj jak najbardziej.
Kartka z historii - zetknięcie z Irą numer jeden, to rok 1994 - warszawski Stadion Gwardii, gdzie główną atrakcją Aerosmith, przed nimi Extreme, a na pożarcie Ira. Wtedy jeszcze Gadu z długimi blond piórami.
Drugie live całkiem niedawno, choć upłynęło już nieco czasu. Gdańsk i koncert Bon Jovi, a na rozgrzewkę Ira. Gadu wówczas ścięty na rock, już nie na metal. Koncert okay, jednak kilkadziesiąt tysięcy ludzi wyraźnie oczekiwało gwiazdy wieczoru.
Oba tamte live'y w tarczy, jednak dzisiejszy w jej środku. I wcale nie dlatego, że popracowali nad nim bliscy memu sercu WiniaryBookings.
Fakt bycia gwiazdą nobilituje. Zatem wszystkie siły na pokład. Nie ma to jak wyjść na scenę w poczuciu zwycięzców, a na powitalne pomachanie do publiczności, wiwaty.
Słuchajcie Drodzy Państwo, wyznam Wam coś. Wiem, będzie poruta. Czy wyobrażacie sobie, że nie mam w chałupie ani jednej płyty Iry? Nawet jednego kawałka, na choćby jakimś samplerze. A przecież, posłuchać lubię. Nie mam i zakujcie nawiedzonego w dyby. Aż głupio nie mieć przynajmniej LP debiutu, wiem. Kiedy jeszcze przez moment Ira grali kalifornijsko. Cóż, być może na ten niechlubny stan rzeczy, wpływ ma moje arbitralne podejście do polskiej muzy. Nie wiem, skąd we mnie nikła wiara w krajowych rock'twórców. Ale tak jest i nic nie poradzę. Nie zbieram i nigdy nie chomikowałem polskich płyt, pomimo iż 'trochę' jednak w chałupie ich mam. Szkoda, że nie słucham i tylko zbierają kurz.
Gadu znowu zapuścił włosy, lecz już nie na blond, a srebro. Takie z domieszką blond. Do twarzy mu. Wygląda gustownie, a co mu się chwali, zapanował nawet nad brzuszkiem, bo już niewiele brakowało.... Zapewne z powodu kolegów z zespołu, wszyscy w talii szling szlang. Dobrze panowie grają; jest hard rock z elementami bluesa, trochę ballad'rocka, miłego dla mych uszu rocka południa Stanów, niekiedy nawet kalifornijska nuta. Tak lubię.
I jak na moje niesłuchanie polskiego rocka, zdumiony jestem, ile wyłapałem znanych numerów: "Nie Zatrzymam Się", "Londyn 8:15", "Mocny", "Taki Sam", "Mój Dom", także ballady: "Wiara" czy "Powtarzaj To".
Miłą niespodzianką cover Muse, do numeru "Starlight" - zaśpiewany przez Sebastiana Piekarka, jednego z dwojga gitarzystów. Wokalnie bez szaleństwa, jednak tutaj ważniejsze były polot i fantazja.
B17 po brzegi wypełnione. Miło, że tylu młodych ludzi. Rock w takim układzie chyba jeszcze trochę pożyje.

P.S. W roli supportu wokalistka i skrzypaczka, córka Artura Gadowskiego, Zuza, wraz z zespołem Gadowska z Gachami. Dobra nazwa, z początku nieźle mnie rozbawiła, ale wyjaśniło się, fajna z tego gra słów, gdyż owe Gachy, wzięły się od nazwiska dwojga muzyków z ekipy Zuzy - ich godność Gach. Chyba tak to się właśnie przedstawia. Poprawcie, jeśli nie mam odpowiedniej wiedzy.

a.m.





Gadowska z Gachami

gitarowe solówkowanie Iry

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
(obecność nieobowiązkowa !)

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"