wtorek, 19 września 2023

rumours live

"Rumours Live" sporą niespodzianką wydawniczą Warner Records. Wytwórni, która w ostatnich latach cierpi na coraz więcej bzdur, lecz, jeśli zechce, wciąż potrafi zaskoczyć.
Wyśmienity dwupłytowy live FleetwoodMac'ków, będących wówczas u szczytu. Album z zapisem występu z The Forum w Inglewood, z potężnej hali na przedmieściach Los Angeles, dla circa 20-tysięcznej widowni. Obfity repertuar, choć ograniczający grupę do dwóch płyt: "Fleetwood Mac" ('75) oraz aktualnej, wydanej kilka miesięcy wcześniej "Rumours" ('77), ale i również do odosobnionego w morzu 'nowych' piosenek numeru "Oh Well" - jedynej repertuarowej schedy po erze Petera Greena. Wielu bluesmanów'ortodoksów nie cierpi babskiego Fleetwood Mac, więc takie "Oh Well", chapną na otarcie łez. Z kolei, samotnie nie wyobrażam sobie tej nazwy bez wokalnego sojuszu, zmarłej niedawno Christine McVie, Stevie Nicks, do spółki z Lindseyem Buckinghamem.
Wzbite wtedy na nowości maszt "Rumours", ostatecznie sprzedano w ponad 40-milionowym nakładzie i do dzisiaj płyta triumfuje wśród kilkunastu najlepszych wszech czasów. Tak tak, czterdzieści baniek nośników. Płyt oraz kaset. Nie kliknięć, sapnięć w ekran, bądź pierdnięć myszką o blat, a realna nośnikowość. Uraziłem kogoś? Nic nie szkodzi. Bycie wielbicielem muzyki musi się przekładać na jej kolekcjonowanie. Na okładki, wewnątrz zapisane w nich informacje, teksty, podziękowania, motta, co też na nalepki, szczególnie pośród winyli, ale tylko tyciu mniej podnietliwe labele kompaktów, też nie do obśmiania. Zresztą, jako radiowiec nie wyobrażam sobie miłości do muzyki z nosem wbitym w dezinformacyjne Spotify. Czułbym się jak jeden z durni. Inna sprawa, że radiowiec bez płyt, to jak chirurg bez narzędzi. Taki ruchacz teoretyk.
Albumowe motto, tego dosłownie przed chwilą opublikowanego live'u, nosi się słowami piosenki "Songbird" - notabene finalizujące całe to wydarzenie: "a ptaki wciąż śpiewają, jak gdyby znały partytury. I kocham Cię, kocham Cię, kocham, jak nigdy dotąd". A przecież, w tej samej namiętnej balladzie, Christine zaśpiewa też : "dla Ciebie świecić będzie Słońce, dla Ciebie oddam cały Świat".
Doskonały repertuar, czego nawet jakoś specjalnie anonsować nie muszę, każdy przecież wie. A jednak, nie wolno przegapić koncertowych z tej szpuli bogactwa wykonań, chociażby "I'm So Afraid". Mojego najukochańszego numeru Fleetwoods, no bo takiej pieśni już nigdy potem nie mieli. Podrasowany namiętnością, balladowy blues, wyciska łzy i roi ciary. Działa na mnie, pomimo upływu tylu lat i obcowania dziesiątek razy. Utwór nie do zajechania. Niekiedy zamartwiam się, by coś, co aż tak bardzo lubię, nigdy mi się nie przejadło. Bo wiecie, jak to jest, niekiedy czas nie jest sprzymierzeńcem. Ale dla tej piosenki to bez znaczenia. Najlepsze, że będący w mojej opinii, raczej średniej klasy wokalistą Lindsey Buckingham, tutaj pozamiatał, i zaśpiewał tak, a niekiedy i uczuciowo zawył, że nie wyobrażam sobie na jego miejscu nikogo innego. Ponad pięciominutowe piękno, i gdzieś w słowach: "tak bardzo boję się tego, co czuję. Boję się dni bez deszczu i słońca, czarnych jak noc". Jakiego grupa miała nosa, by po chwili ożywić tempo koncertu, sporym w konsekwencji przebojem "Go Your Own Way". Choć wcale nie żadnym wesołym, albowiem rzecz spłodzoną w konsekwencji upadłego związku Lindseya i Stevie Nicks.
Ramy czasowe nie udźwignęły w minioną niedzielę więcej, niż trzy namaszczone dokonanym faktem eteru utwory, ale... co się odwlecze... Miejcie ucho na kolejne nasze spotkanie. Trzasnę w eter dwuset "Rhiannon" i "Oh Daddy", i będzie to kolejna wielka odsłona tego wspaniałego koncertu. W czasie późniejszym dorzucę jeszcze to i owo, a potem... i kocham cię, i kocham cię, i kocham... Wiadomo.

a.m.


"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"