Powraca album "Out Of The Business", niemieckich Bad Sister. Nie istniał na rynku od 31 lat. Niedawna jego reedycja dodatnią cechą tego roku. Domyślam się, iż sporym motywatorem do jego przywołania, była niedawna dziesiąta rocznica śmierci wokalistki, Petry Degelow. I to jest ten głos! Nie czepiając się aktualnej Andrei Löhndorf, która też okay, niemniej ubiegłoroczne z nią dzieło "Where Will You Go", to już tylko łabędzi śpiew.
O "Out Of The Business" wiedziałem od dawna, jednak w przynależnym mu 1992 roku nie miałem jeszcze okazji, a wkrótce potem rzecz nie do zdobycia. A jeszcze późniejszym potem, po prostu zapomniałem, jak o tuzinach innych płyt. Tych poszukiwań co niemiara. Przynajmniej ja nie potrafię skoncentrować się na jednym, zawsze mój apetyt rozbiega w różnych kierunkach, co rusz natrafiam na przeróżne podniety, więc tych zdobyczy nie ma już gdzie gromadzić. Oto odpowiedź, dlaczego Andy przez lata nie zamówił sobie starej edycji tego albumu w necie. Moje łaknienie muzyki przewyższa standardy przyzwoitości, ale wcale nie pragnę diety. Na szczęście temat "Out Of The Business" ostatecznie domknęła wytwórnia Pride And Joy Music, oto więc jest cały album plus bonus track, czym nowa wersja "How Much Love" - z aktualną singerką Andreą Löhndorf. Dlaczego akurat to? Przecież jest tutaj parę lepszych piosenek. Nieważne, i tak liczą się jedynie pierwowzory.
Idealny kompakt na koniec lata. Przed nami miesiące z reglamentacją Słońca i często przenikliwym chłodem. Nie lubię. Mroźne powietrze wysysa ze mnie życie, więc niech gra muzyka, a życie trwa i jest wielką przygodą.
Bad Sister pochodzą z Hamburga i plotą te wianki nieprzerwanie od 1980 roku, ale głowę daję, że do tej pory nie wymienialiśmy tej nazwy pośród gigantów germańskiego metalu. Szkoda, albowiem grupa spełnia wszystkie kryteria przyrzeczone hard'n'heavy. Obecnie podrasowując brzmienie bluesem, niekiedy AOR'em. Za czasów Petry był to jednak klasyczny hard rock z lufcikiem lżejszego metalu. Przede wszystkim fantastyczna gitara Svena Lange'go, jakże cudownie na album zrealizowana. Czytelna i oddelegowana na pierwszy spośród wszystkich instrumentów plan, rajcująca konkretnymi riffami i pieszczotliwymi, niekaleczącymi uszne podniebienie solówkami. Stara szkoła. Nikt tak dzisiaj nie gra. Nikt! A przesłuchuję multum współczesnych melodic/hard'n'heavy płyt. A zatem,
"Out Of The Business" to taki wyciąg z archiwów świata jakiego już nie ma. Jakaż szkoda, że obecna kondycja w tym tonie muzykowania, myślenia oraz realizacji dźwięku, przypomina dyndające na rdzewiejących zawiasach okna. Ale, od czego takie płyty. Słuchajmy, nućmy, szalejmy, wywijajmy na gitarze powietrznej, albo walmy w bębny z kłębów powietrza, w zależności, kto na jakim instrumencie zawsze pragnął się spełniać, lecz ominął go anioł talentu. Jak mnie.
Podczas słuchania
"Heart's Diversion",
"Cry In The Night",
"Bad Attitude",
"Can't Do It Right" oraz
"Stop This Game", ręce mi drżały z emocji, a serce waliło bum bum. Odmłodniałem w jednej chwili. Fantastyczne kawałki i od razu wyobraziłem je sobie na dużym ekranie. W sensie, na scenie z wybiegiem i tysiącami uradowanych twarzy. To oczywiście tylko imaginacja, albowiem skupisko ku takiej twórczości, mogło jedynie koncentrować się wokół, góra kilkusetosobowych klubów. Chociaż chociaż, trafiło się raz ziarno BadSisterk'om, otóż w okresie ich albumowego debiutu (
"Heartbreaker" /
1989/), grupa supportowała DeepPurple'owego Iana Gillana, a stało się podczas jego trasy z płytą
"Naked Thunder". Prehistoria, wiem, podobnie jak kilka koncertów poprzedzających występy Mitcha Rydera. Kto zresztą go pamięta. Zapewne Alice Cooper, bo z jego kątów.
Kupcie tę płytę. Zachęcam. Na pewno nie wytłoczono jej za dużo. Tym razem, jak zniknie, to już nawet nie na kolejne trzydzieści jeden lat.
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"