poniedziałek, 18 września 2023

astral projector

Wczorajsze ucztowanie 70-tki Tommy'ego Shawa nie tylko było idealną okazją do posłuchania "Cornerstone", bliskiej memu sercu płyty Styx, co w zasadzie należało jeszcze podłączyć idealnie przyległą stylowi grupy płytę "Astral Projector" - praktycznie nieznanych Zon. Dźwigam ją w torbie od tygodni i jakoś nie mogę pod nic podhaczyć. Obawiam się, że pewnego razu mi przejdzie, a jak już wstawię na półkę, mogę sobie nigdy nie przypomnieć. Może zatem, zamiast na mym FM wspólnego tego posłuchania, napiszę parę zdań w temacie i będzie po sprawie. Tym bardziej, że i tak zarzucenie takiej muzyki w eter, gdzieś po północy, grozi jednym wielkim chrapaniem. Zawsze, gdy z dryndziarzem Maćkiem podjeżdżamy pod mój numer nachodzi mnie, dla kogo to wszystko i po co? Coraz częściej kołatają wątpliwości, czy do tej mojej radiowej 'trzydziestki' dociągnę. Czy w czasach niesłuchania radia wystarczy sensu i przychylności.
O wpół do trzeciej, gdy przelatuję wzrokiem po mym bloku, tu jedna blada lampka, piętnaście klatek obok druga... a przecież nic nie stoi gwarancją, że to moi słuchacze. Chociaż, chociaż, ostatnio mój serdeczny kumpel, zawsze dobrze o mnie myślący (i vice versa, Peter), puszcza mi na tuż przed audycji finiszem łapkę plus emotki oka mrug. I wiem, że jest, że chce ten czas przeznaczyć na wspólne spotkanie, wygodnie usiąść, napełnić szklanicę i posłuchać muzyki, jak gdyby działo się u niego lub u mnie. Istotne, by mieć kogoś takiego, nie tylko na dobre dni. Bo, gdybym i ja miał kolegę radiowca, to pomimo radia niesłuchania, myślę pragnąłbym spędzać przy jego audycjach czas. I pewnie odczuwałbym tego powodem jakiś rajc. Kumpel jest dla mnie kumpel - jak mawiał klasyk. A gdybym miał dla przykładu takiego prowadzącego piwny pub, wpadałbym raz po raz, przynajmniej na symbolicznego łomżuni bączka, tylko po to, by się do jego biznesu dołożyć. By się dobrze kręciło. I nic to, że piwa używam okazjonalnie, raz, dwa, góra trzy w roku. Tak właśnie wyobrażam sobie koleżeństwo. I na pewno nigdy kolega radiowiec nie usłyszałby ode mnie, że nie, że eee tam, że znowu jestem zmęczony i nie posłucham twojej audycji, bo wolę się wyspać. No jakaś kicha totalna, nie kolega. W takim układzie, ja też nie mam dla ciebie czasu. Jakaś jedna czy druga niedyspozycja, okay, ale każdej niedzieli? Proszę Państwa, jestem dzisiaj na nogach od siódmej trzydzieści. Obowiązek oraz miłość do Zuleczki obliguje mnie do porannego na trawkę z Nią siusiu, a przecież kładłem się dziesięć po czwartej.

Do szuflady kompaktu wjeżdżają Kanadyjczycy z Zon. Ich debiutanckie "Astral Projector". Naciskam 'play' i nachodzi mnie zastanowienie, jak by ta muzyka zabrzmiała na 98,6 FM Poznań, dajmy na to, ze kwadrans po północy? Kiedy można już odstawić nowości oraz płyty związane z polskimi koncertami, albo czczenie wszelakich jubilatów lub dla przeciwwagi kącik 'in memoriam'.
Zon działali krótko. Ledwie kilka lat przełomu 70/80', formując trzy albumy. Historia następująca: w połowie lat siedemdziesiątych w Toronto istniała formacja o nazwie Act III. No i, był w niej m.in. gitarzysta/wokalista Rik Emmett. Przed 1978 rokiem Emmett ją opuścił, po czym zasilił, w konsekwencji potężnie znanych Triumph. I to jest jedno odnóże, albowiem drugie uformowali pozostali członkowie Act III, zakładając Zon. Nie było to na tyle wielkie granie, by dzisiaj niebyt ich opłakiwano, jednak fani amerykańskiej sceny progrockowej zapewne muskają temat skrzydłami sentymentu. Bo to takie granie bliskie dokonaniom Styx, Kansas, Yes, Starcastle i tym podobnym ekipom, z naciskiem na Styx. Tych przypominają najbardziej. Szczególnie w potężnie dobrym "Hollywood". Numerem zamykającym płytę. Rzecz to z 'tym' fortepianem, ze śpiewaniem pod Dennisa DeYounga, a całość w otoczce ballady wyjętej z sideł jakiegoś musicalu. No i, gitara! Przysłowiowe jezus/maria, cóż za solo! Szkoda jedynie, że pomimo nieszybkiej akcji, piosenka przelatuje w trymiga. I żadna z tego rzewna ballada, gdyby ktoś ją sobie tak właśnie wyobraził. Posłuchajcie ostatnich dziewięćdziesięciu sekund, jaka zmiana tempa oraz mikroskopijne szaleństwo na mini moogu. Jeśli komuś będzie mało, w bonusach nasyci się full wersją tej kompozycji. To samo, tylko przez ponad dziesięć minut, a na początku poczujemy nawet powiew Genesis z okresu "Nursery Cryme" czy "Foxtrot". Dlaczego? Posłuchajcie. Nie ma tak dobrze, bez posłuchania nie ma wdeptywania w magię. Zdobędziecie tę muzykę, będziecie lepsi od tych, którym szkoda forsy. Kto ma pszczoły, ten ma miód. A zatem, jesteśmy w czasach, kiedy nie mieliśmy świata w telefonie i kiedy o każdą emocję trzeba było się postarać.
"Astral Projector" rozkręciło się właśnie na dobre, gałka na trzy i pół, a to wcale nie cicho, i całość wrze, niczym w wiedźmy kotle. A przecież jeszcze warto zarzucić podziw, na tytułowe "Astral Projector", co również "Man In The Mirror", "On The Road", "Time For Your Love" czy "Melody". To już trochę żywsze tempa, z konwencją retro Styx'ową, ale to nadal kupa świetnej muzyki. I nawet zdziwicie się Drodzy Państwo, co Wam teraz powiem. Otóż, po rozpadzie Zon, muzyków tej formacji możecie poszukać przy nazwach Moxy, Refugee oraz Urgent. Wszystkie je znamy, ponieważ wszystkie na mym FM prezentowałem. Proszę jedynie nie mylić tych Refugee z innymi, w których spełniał się Patrick Moraz. Inna to bowiem bajka i też godna przypomnienia.
Skoro co rusz wspominam o Styx, może dorzucę, iż nie bez przyczyny. Owszem, stylistycznie Zon mieli się z nimi ku sobie, ale do gry dochodziły również wspólne koncerty, właśnie w okresie "Astral Projector". I były to występy stadionowe. Okres Styxów w gazie, choć jeszcze na tuż przed wspaniałym "Cornerstone", z którego wczoraj na mym paśmie czteroutworowy wyciąg.
Na koniec ciekawostka; podczas promowania trzeciego albumu, "I'm Worried About The Boys" (1980), Zon mieli supportować stadionowy show Alice'a Coopera, jednak Alicja, z jakiś powodów nie dotarł, a grupa otrzymała za zadanie poinformowania o tym publiczności. Możecie tylko się domyślać, jaka była draka, skoro musiała interweniować policja.
Strzałeczka, niech rock'n'roll trzyma Was za nogawkę i nie puszcza!

a.m.

"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"