czwartek, 11 maja 2023

the race for space

Niesamowita płyta. Do niedawna nie miałem o niej pojęcia, a to chyba trochę wstyd, skoro odniosła umiarkowany w świecie sukces. W tym miejscu podzięka na ręce Piotrka "nie tylko maszyny są naszą pasją". Jakiś czas temu podarował mi kilka nowizn, z których wydawać się mogło najistotniejszą "Crime Scene", a tu proszę, po niedawnym odpieczętowaniu kolejnego dziewiczego kartonika, cóż za niespodzianka.
Angielska grupa (a w zasadzie duet) Public Service Broadcasting, na co dzień uprawiający indie rocka, któremu przydarzył się ten oto niecodzienny wyjątek: space'rock'elektroniczny album "The Race For Space". Tytuł wiele obiecuje, ale uspokoję, pod nim tkwiąca zawartość nie zawodzi. To krok po kroku zinstrumentalizowany postęp człowieka w dziedzinie podboju Kosmosu za lata 1957-72. Czyli od przemówienia Johna Kennedy'ego na Uniwersytecie Rice, poprzez Sputniki, Vostoki, aż po ostatnią misję Apollo 17.
Jestem pod tym większym wrażeniem, albowiem od dłuższego czasu myślałem, że obecni twórcy nie komponują już elektroniki mocą wyobraźni. Drodzy Państwo, przybywam z epoki, w której muzyka elektroniczna (artyści: Vangelis, Tangerine Dream, Klaus Schulze, Kraftwerk czy Isao Tomita) przeważnie służyła kontemplacji, nie poskakaniu. Dlatego jakże byłem rozczarowany w latach 90-tych, kiedy pracując w sklepie z płytami, bywałem notorycznie dopytywany o elektronikę, i kiedy początkowo myślałem, że młodziakom chodzi właśnie o taką pełną przeżyć, emocji, wyobraźni, skupienia i ciarek po całym ciele, a tu niestety, szybko doszło mnie, że to wcale nie tak. Im chodziło o różne odmiany modnego wtedy techno, o coś, od czego tylko bolała głowa. No i znowu powiedzą, że zadzieram nosa, stawiając w tym aspekcie starsze pokolenia w wyższości. No bo stawiam i wcale nie mam zamiaru przepraszać.
Kosmos - z dreszczem najbardziej fascynująca sfera, jakiej nadal doświadczamy jedynie zdolnościami imaginacyjnymi, ale to przecież tylko kwestia czasu, kiedy i to spieprzymy.
Jakże sugestywnie muzycy z Public wbili się w pierwsze lata fascynacji ludzkości kosmosem. Wtedy, kiedy dotknięcie Księżyca stawało się faktem pierwszego etapu w dalszym penetrowaniu nieskrępowanej żadnymi granicami przestrzeni, oceanu bezmiaru materii i czasu.
Pomyślmy, jakie to musiało być czarujące, kiedy w 1957 roku ludzie, odpowiednio dostrajając swe radioodbiorniki, mogli usłyszeć Sputnika - pierwszego sztucznego satelitę wystrzelonego na orbitę, kiedy ten okrążał Ziemię. John Kennedy kilka lat później zachęcał do dotarcia na Księżyc, co zresztą stało się faktem. Zachęcał do dalszego zdobywania przestrzeni kosmicznej, do podróży ku gwiazdom i dzisiaj maszyny już tam są. Na razie na niwie wieloletnich lotów, foto przekazów, ale przecież każdego dnia dokonujemy kolejnych kroków. Do dwudziestego wieku były konie i bawoły, historia po Drugiej Wojnie to walka maszyn, to satelity, elektronika i już tylko kwestia chwil, dostrojenia detali, zanim pokonamy czas. I o tym jest ten album. Trochę na rock, bardziej na elektronikę, ale i na wiele muzealnych wtrętów dawnych dźwięków i ludzkich głosów. Jakże euforyczne wrażenie czyni numer "Go!", ilustrujący udane lądowanie na Księżycu w lipcu 1969 roku. Posłuchajcie i pozwólcie sobie przeżyć chwilę, o której wielu z Was wie tylko z podręczników historii.
Fascynujące granie na gitarę, syntezatory, sample oraz perkusję, ale i na mniej typowe wobec elektroniki bandżo, wibrafon czy klaskanie dłońmi.
Muzyka przyszłości w oparciu o naukę przeszłości. 

a.m.


"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"