wtorek, 27 listopada 2018

w radiopodobnej rzeczywistości

Podekscytowałem się informacją o nadchodzącym warszawskim koncercie Phila Collinsa. Nie tylko ja, przecież w ogóle wczorajszy Facebook zagrzmiał. Wspaniale byłoby dotrzeć na występ Artysty, którego twórczość znaczy więcej, niż tylko odwieczne i namiętne słuchanie nagromadzonego od dawien dawna kompletu płyt. Bilety drogie jak jasna cholera, ale ten przesympatyczny śpiewający perkusista przecież droższy mi jeszcze bardziej. Choć akurat o samej perkusji mowy nie ma. Obecny stan zdrowia wyklucza Collinsowi paradowanie na tym instrumencie. Nic nie szkodzi, na szczęście pozostaje TEN głos, TA osobowość. Reszta to tylko przymiotniki.
Miałem również nadzieję wybrać się z moimi muzycznymi kompanami na czerwcowy Kiss do Krakowa, ale oni nie po raz pierwszy pomyśleli tylko o sobie. Widać, moja osoba jest im tylko potrzebna do spotkań przy wódzie i snuciu nieistotnych pogaduszek przy gramofonie, na którym kręcą się ich ostatnie bazarowe za taniochę nabytki. Dlatego więcej spotkań nie będzie. Z kolejnymi butlami gorzały przygarnie mnie przecież jeszcze niejedno towarzycho.
Gdyby żył, miałby 60 lat. Tomek Beksiński - polski radiowiec wszech czasów. Człowiek o niespotykanej wrażliwości, inteligencji, uczciwości, rzetelności oraz pełnionej pasji w sposób godny pozazdroszczenia. Dzisiaj takich osobowości matka natura już nie wykluwa, dlatego nie warto kręcić gałkami radioodbiorników w poszukiwaniu uduchowionego fm. Nie ma, jest tylko pustka. Obecnie dobre radio nie funkcjonuje i nigdy już nie zacznie. Wraz z dniem 24 grudnia 1999 roku zostały zatrzaśnięte godne uwagi eterowe wrota. I nie próbujmy ich otwierać, bowiem dopadnie nas zamęt, sztuczność, słabość, nierzetelność i zafałszowany obraz, jakże bolesny względem naszych oczekiwań.
Po śmierci Nosferatu nawet nie próbowałem poszukać jakiegokolwiek zamiennika. Mój nos nigdy nie zawodzi, więc szkoda czasu na szansonistów, którzy mają parcie na mikrofon, lecz do powiedzenia niewiele, a raczej nic.
Często o Beksiu myślę. Powracam też niekiedy do stosownej literatury, jak również utrwalonych na nośnikach jego wspaniałych audycji. Ale brakuje mi nowych. Jakże chciałbym zasiąść w sobotę o północy przy 96,4 FM i usłyszeć: dobry wieczór, wita państwa Tomasz Beksiński... Ciekawe, jak postrzegałby tę dzisiejszą rzeczywistość i czy potrafiłby się w niej odnaleźć? Czego by słuchał, czym by się fascynował, wreszcie, co by go irytowało, radowało, kogo by pokochał, a kto nareszcie jego? Jakikolwiek by nie był, byłby dla nas ciągle ważną postacią, autorytetem, byłby najważniejszą osobą w tym dogorywającym świecie muzyki, sztuki i dobrego smaku.
Ale ja też już nie słucham Jego ukochanej muzyki. Nie potrafię. Już jej nie czuję, najczęściej też nie kocham. Lecz gdyby Beksa wciąż z nami był, na pewno byłoby inaczej. I tak, jak nowe płyty Lacrimosy nie znaczą dla mnie nic, nadal je kupuję, ponieważ w ten sposób wyrażam wobec Tomka szacunek. A te, na pewno są piękne, lecz bez odpowiedniej słownej oprawy, wiele nie znaczą. Zazwyczaj są zimne i puste, niczym na pożółkłych zdjęciach opuszczone gierkowskie uzdrowiska. Głupio mi, że odsunąłem się od takiej muzyki. Boli mnie, że już jej nie potrzebuję. Szkoda, naprawdę bym chciał.








Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
 
  ==================================
 
 Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"