wtorek, 27 listopada 2018

KRZYSZTOF CUGOWSKI Z ZESPOŁEM - poniedziałek 26 XI 2018, Klub B17, Poznań

Ostatnio niektórzy ludzie traktują mnie z honorami. Nie inaczej było też wczoraj, kiedy Tomek Ziółkowski nie dość, że podjął się zrealizowania Nawiedzonego Studia, to jeszcze w drodze na Rocha zaproponował dzisiejszy koncert Krzysztofa Cugowskiego, z podwózką i odwózką. W zasadzie niemal od razu podjąłem decyzję o przyjęciu zaproszenia, jednak początkowo postanowiłem Tomka nieco nastraszyć, a że mogę nie dać rady, że kiepsko z czasem, itp... I gdy zobaczyłem na twarzy Szanownego realizatora delikatne rozczarowanie, szybko oznajmiłem chęć niezmarnowania takiej okazji. Pomyślałem, jeszcze mi kto wejdzie w paradę.
O tym koncercie wiadomo było od dawna, ale że go nie planowałem, emocje cyrkulowałem ku środowemu kinu, gdzie bohaterem Freddie Mercury i reszta Królowej.
Sprawa z dzisiejszym Cugowskim przedstawiała się następująco, otóż pierwotnie koncert zaplanowano dla klubu B17, jednak po jakimś czasie plany zmieniono i pojawiła się informacja o Sali Ziemi. Niestety wkrótce sprzedaż biletów do tego obiektu została zablokowana, po czym powróciło lokum B17 i sprzedaż kart wstępu odżyła. Po dzisiejszej frekwencji pojmuję, skąd rozsądny pomysł na ostateczne miejsce przy Bułgarskiej 17. W fajnym klubie, osadzonym w stadionowych murach, a jednocześnie zachwycającym zaprojektowaną przestrzenią. Otóż, czy pojawi się w B17 mniej więcej trzystu widzów - jak dzisiaj, czy tysiąc i więcej, wszystko da się tak zaplanować, porozstawiać, wręcz poupychać, by na widowni nie było pustek. Jestem pod wrażeniem.
Nie oszukujmy się, koncert niewyprzedany i na pewno ze sporą finansową wtopą, jaką poniesie organizator, któremu teraz przyjdzie odrabiać straty na innych, oby intratnych imprezach. Ale zostawmy ekonomię, skupmy się na aspekcie artystycznym. A w tej materii, fantastycznie. Zupełnie nie spodziewałem się tak dobrego koncertu, i to pod każdym względem. Gdyby Krzysztof Cugowski, zamiast tytułu show "Sen o Dolinie", zareklamował się jako Krzysztof Cugowski i nieznana młoda Budka Suflera, zapewne dotarłyby tłumy. Niestety ludzie potrzebują etykietek, a sama sztuka niejednokrotnie ciągnie długi ogon zbierający kurz.
Maestro Cugowski w rewelacyjnej formie. Ten obłędny wokalista, ale też w swoim czasie zagubiony przez moment senator prostackiego ugrupowania, jakim Prawo i Sprawiedliwość, od zawsze przecież śpiewa kapitalnie, co jednocześnie wyraża się faktem, iż głos mu nie siada nawet na moment. Siła i potęga. Gdyby więc za oświetlenie czyniły tradycyjne świece, spektakl już po pierwszych oktawach odbywałby się w ciemnościach. Jak On to robi? Przecież nikt mi nie wmówi, że ten jego genialny głos regulują tabletki Vocaler. 
Czy było długo? Nie, absolutnie nie. Pod tym względem otrzymaliśmy przyjemny niedosyt. Ktoś powie: że o dwa, może nawet o trzy utwory pograło za krótko, lecz wg mnie to bardzo dobrze. Nie ma nic lepszego, jak lekki niedosyt. Nie lubię sztucznie przydługawych koncertów. Te nigdy nie pozostają w dobrej pamięci. Powinno się zawsze kilka nut samemu dośpiewać. I tak właśnie było dzisiaj. I niestety, gdy porównam moc, rześkość i entuzjazm Krzysztofa Cugowskiego, do całkiem niedawnego Fisha w hali targowej, to weryfikacja wychodzi boleśnie na niekorzyść skądinąd lubianej Ryby. Tamten koncert dłużył się, niczym wigilijna pasterka, podczas, gdy dzisiejszy przeleciał, niczym klaps w zad i hajda.
No to zgaduj zgadula, od czego Cugowski z zespołem zaczęli? Wiem wiem, pytanie retoryczne. Od tego, co zawsze: "znowu w życiu mi nie wyszło...", a więc od Budkowego "Snu o Dolinie". Bo i w ogóle głównie było Budkowo. Jedynie spoza ram naszego lubelskiego rockowego giganta wyszły ze dwa pięciominutowe jazz-rockowe instrumentalne popisy, w których na pierwszy plan wysuwał się sprawny gitarzysta Jacek Królik. No i jeszcze gdzieś tam z początku wetknięty "Zaklęty Krąg" - z repertuaru Cugowskich, czyli śpiewających w oryginale synów i ojca. Poza tym, zdominowany repertuar Budki Suflera, choć zagrany i zabrzmiały zgoła odmiennie od charakterystycznej sekcji na linii Lipko-Zeliszewski. A więc popłynęły: "Twoje Radio", "Noc Nad Norwidem", "Cisza Jak Ta", "Ratujmy Co Się Da", "Martwe Morze", "Pieśń Niepokorna", "Młode Lwy", "Memu Miastu Na Do Widzenia" - jeden z moich Budkowych faworytów, "Jest Taki Samotny Dom" czy jedyny bis: "Cień Wielkiej Góry". I może coś jeszcze, co podczas pisania tego tekstu niedoskonała pamięć przeoczyła.
Pomyśleć, jeszcze wczoraj do godziny 21-szej nie byłem świadom nadchodzącego uczestnictwa w tak udanym koncercie. Dzięki Tomek!


P.S. Koncert na siedząco, co ostatnio wyjątkowo dobrze mi służy, szczególnie z uwagi na mój starzejący się kręgosłup, a i niesprawne żyły. A co najważniejsze, spektakl zagrany za jednym pociągnięciem, bez żadnych sztucznych przerw, które w ostatnim czasie stały się parszywą domeną choćby takiego klubu Blue Note, który zaczyna kontraktować koncerty z przymusowymi antraktami, by barek wyszedł na swoje. Ekonomia nawet zrozumiała, jednak ja zamiast spędzania w klubie dwóch godzin, muszę przebierać z nogi na nogę trzy, co nie jest wygodne dla faceta z brzuszkiem po pięćdziesiątce. A raczej, po pięćdziesiątym roku życia, by być dobrze zrozumianym.





Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
 
  ==================================
 
 Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"