niedziela, 4 listopada 2018

kinowym szlakiem

Na miłym kanale Zoom TV porannej niedzieli wyemitowano bezbłędny "Wielki skok Gangu Olsena". W jakości HD. Tak znakomitej, że aż nie mam teraz ochoty odpalać domowego DVD.
Odkąd przed laty natrafiłem na podobnej jakości klasyk "Północ, północny zachód", odechciało mi się korzystać z filmowej płytoteki. I choć oba te filmy zakodował jeszcze mój ówczesny młodzieńczy móżdżek w technologii cz/białej, z całą masą ekranowych mgławic i brudów, a czasem nawet przerw w dostawach prądu, to jednak podrasowanie ich do poziomu high-definition, jest czymś najlepszym, co mogło przytrafić się na mej jesiennej drodze życia.
Na perypetie sympatycznej trójki duńskich gangsterów biegałem jeszcze po poznańskich kinach w czasach największej gówniażerki. Pamiętam, że dla przykładu taki "Gang Olsena na szlaku" podziwiałem w kinie Gong przy ul. Wielkiej. W kinie tak kameralnym i dusznym, co sympatycznym dla wspomnień mego pokolenia. A jednak kinem #1 na zawsze w mym sercu pozostanie "Pancerniak". Pomieszczenie z circa dwudziestoma rzędami sztywnych drewnianych krzeseł, bez odrobiny podbić. Wszak wojsko musiało mieć twardą dupę, a młodziaki od kolebki musiały się wprawiać. I wówczas jeszcze tatuśkowie nie odbierali smroda po zakończonej projekcji żadnym wypasionym dżipem.
W tym mieszczącym się na terenie wojskowych koszar przy ul. Dojazd kinie wysiedziałem wszystkie najważniejsze seanse życia. Komedie z Louisem De Funesem i jego rodakiem Pierrem Richardem, a także kilka części Winetou, co też "Mistrza kierownicy ucieka", "Orkiestrę klubu samotnych serc sierżanta Pieprza", jak też obowiązkowych lektur, co też Godzillę, Bitwę o Midway, i wiele wiele innych. Na niejednych projekcjach zasiadywaliśmy z siostrzyczką Elą, a w okresie dojrzewania już z innym, odpowiednio bardziej stosownym do okoliczności towarzystwem.
Kto pamięta kroniki filmowe? Zawsze na wstępie zamiast dzisiejszych zwojów reklam. Brakuje mi ich. Poza tym, nie dusił wówczas zewsząd swąd popcornu. Ludzie oglądali każdy film z przejęciem, nie ciamkali, nie siorbali, ponieważ przychodzili do kina na film, zamiast się nażreć. No dobrze, starsi koledzy faktycznie bardziej chadzali z panienkami do kina, zamiast na film, ale nawet oni całowali się bez mlaskania na całą salę. Pod każdym względem panowały szyk i elegancja. Jedynie biedni szeregowcy cuchnęli pogoleniową Przemysławką, ale czymś musieli nadłożyć, by nie zalatywało wcześniejszą poranną zaprawą.
Jestem przekonany, że dzisiaj nasz nowy sprzęcik spisze się na medal, a Nawiedzone Studio nie wyzionie ducha. Zapraszam przed odbiorniki tradycyjnie o 22-giej. Zabiorę muzyki na siedem, osiem, a może nawet dziesięć godzin, i wybiorę na nasze cztery to, co z niej naj naj najlepsze.
Zapytał mnie ostatnio młody człowiek, a zdaje się raczkujący dziennikarz, dlaczego nie przeniosę się do jakiegoś lepszego radia? Panie Adrianie Janie, Nawiedzone Studio w Aferze, to dobra opcja.
Do usłyszenia...







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
 
  ==================================
 
 Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"