poniedziałek, 20 lipca 2015

Wczoraj w Poznaniu, dzisiaj w Krakowie .....

Gdy tylko Piotr Kosiński i jego Rock Serwis zamieścili na Facebooku wydarzenie "Camel w Poznaniu", od razu porozsyłałem tę wieść do różnych znajomych. Wielu z nich zwlekało z opcją "dołącz", a jeszcze inni odrzucili propozycję niemal natychmiast. Często byli to ludzie lubiący nawet taką muzykę, ale powodów rezygnacji mogły być tuziny. Ja sam przecież bardzo często muszę się oblizać smakiem. Wczoraj jednak, na tuż przed zaplanowanym "wydarzeniem", kilka osób skorzystało z opcji "odrzuć". Po zakończonym koncercie pomyślałem sobie o nich, co ci muszą teraz czuć, mając świadomość, że sytuacja życiowa pozbawiła ich tak cudownego spektaklu. Bo gdyby przyszli, to być może przekazywaliby dzieciom, wnukom..., że kiedyś w Poznaniu, w hali targowej nr 2 odbył się jeden z takich koncertów, po którym buty pospadały. Właśnie dlatego wczoraj nie mogłem poprowadzić Nawiedzonego Studia. Nie było sensu, myślami i tak byłbym na Targach. Poprowadził je Krzysztof Ranus, za co mu pięknie dziękuję. Przed chwilą z nim rozmawiałem, powiedział, że zagrał "Lady Fantasy".
W okolicach połowy koncertu wysłałem do Andrzeja z Zielonej Wyspy najbardziej aktualne zdjęcie Camel, na co wyspiarski Andrzej odpisał: "ja dziś w intencji tego koncertu wysłuchałem "The Hour Candle", siedząc w samochodzie na plaży i patrząc na Atlantyk".
Pisząc wczorajszą gorącą pokoncertową relację zapuściłem w nocy video "Pressure Points". Tak szybko przeleciało, że skorzystałem z opcji "powtórz". Tam w Hammersmith Odeon też się działo. Zresztą 3 bohaterów z tamtego wieczoru wystąpiło wczoraj u nas w Poznaniu - Andy Latimer, Colin Bass oraz Ton Scherpenzeel.
Tyle, że było to o trzy dekady ciemniejszych włosów temu. Za bębnami jeszcze Paul Burgees, a na instrumentach klawiszowych śpiewający Chris Rainbow. Niedawno go pożegnaliśmy, a wczoraj dla niego było zagrane finałowe "Long Goodbyes". Jedna z najpiękniejszych pieśni tego świata, w której w 1984 roku główną linię wokalną prowadził przecież on sam. Pięknie sfilmowany ten "Pressure Points". Koncert przeplatany specjalnym filmem a'la dokument czasu zimnej wojny, akcji toczącej się w powojennym Berlinie. Opowieść o parze kochanków podzielonych murem. To był przyczynek do płyty "Stationary Traveller". Najpiękniejszej i najsmutniejszej zarazem w dziejach tej niezwykłej grupy. Ale w Hammersmith Odeon nie tylko poleciały utwory ze świeżo co wówczas wydanego dzieła, jak: "Pressure Points", "Vopos", "Stationary Traveller", "West Berlin", "Fingertips", "Cloak And Dagger Man" i "Long Goodbyes" (czyli siedem z albumowych dziesięciu), ale i "Lady Fantasy", "Wait", "Sasquatch" oraz wyciąg ze Śnieżnej Gęsi, tj: "Rhayader" oraz "Rhayader Goes To Town". No i jeszcze ten smutny walczyk "In The Arms Of Waltzing Frauleins", który przecież wszystko spina klamrą, a którego zabrakło na studyjnym "Stationary Traveller". Ten, przybył dopiero po latach, kiedy to Andy Latimer wznowił płytę w swoim Camel Productions, troszkę wprowadzając w zakłopotanie fanów mocno przyzwyczajonych do wersji pierwotnej. Dla nich najlepsza będzie stosunkowo niedawna reedycja albumu, na której owego walca zamieszczono w poza-albumowych dodatkach.
Wiem, że nie powinienem takich rzeczy pisać, ale spodobała mi się pewna "ludzka sytuacja", przez co postanowiłem wkleić Państwu sms-a od naszego Słuchacza Huberta: "Rock Serwis zachował się w porządku, bo mój kumpel, który na ostatnią chwilę wracał znad morza, spóźnił się godzinę na koncert, a organizatorzy wpuścili mnie na słowo. Miły gest.". To daje wiarę w ludzi. Brawo!
Zabrałem do roboty kilka winyli. Mam tam gramofon, więc czemu nie. Już przesłuchałem "jedynkę", w kolejce czekają "Mirage" i "Stationary Traveller", bowiem teraz kręci się kompaktowy David Minasian. Mało u nas znany artysta, który w 2010 roku popełnił pełen uroku album "Random Acts Of Beauty". W otwierającym go 12,5-minutowym nagraniu "Masquerade" na gitarze zagrał sam maestro Andy Latimer. Numer to obłędny, niemniej całej płyty słucha się cudnie. Polecam choćby "Blue Rain". Jakież ten Minasian miał szczęście, gdy świetlista muza sypała nutami. Chyba to zapodam w najbliższą niedzielę w Nawiedzonym.
Chwała Bogu Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, i Piotrowi Kosińskiemu za ten wczorajszy koncert. To się nazywa pozamiatać konkurencję. Na pewno koncert roku!, a może.....






Andrzej Masłowski

Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce 

najpiękniejsze"