środa, 1 lipca 2015

IMPELLITTERI - "Venom" - (2015) -



IMPELLITTERI
"Venom" - (FRONTIERS RECORDS) -
*1/2

W 1988 roku Chris Impellitteri zadebiutował na pół-genialną płytą "Stand In Line". W popełnieniu tej zbrodni (grupa pod nazwą Impellitteri) towarzyszył mu wyborny skład. Wokalistą był Graham Bonnet (gardło-brzeszczot, znane choćby z fajnego albumu Rainbow "Down To Earth", jak i grupy Alcatrazz), a basem kręcił niestrudzony Chuck Wright (m.in: grupy Quiet Riot czy Giuffria)
Ten amerykański gitarowy wirtuoz charakteryzuje się nieprzeciętnymi umiejętnościami, a jednak poza doskonałym debiutem jakoś nigdy nie potrafił ich w pełni wykorzystać. Jego płyty miewają szybkie tempa, brawurowe gitarowe popisy, czasem nawet podążając w stronę klasycyzujących inspiracji, niestety z rzadka cieszą atrakcyjnością samego repertuaru. W swoim czasie straciłem majątek, by się o tym przekonać, albowiem po wspomnianym debiucie, wszystkie płyty Impellitteri kupowałem na drogich japońskich nośnikach, ponieważ tylko tam się ukazywały. Kilkanaście lat temu, gdy uświadomiłem sobie, że słucham wciąż tego samego, powiedziałem dość. Kolejne poczynania grupy śledziłem już z dużo mniejszym zaangażowaniem, a poprzednie dwa albumy odpuściłem całkowicie. Nie wiem co mną kierowało, że kupiłem najnowszy "Venom", ale zapragnąłem sprawdzić co tymczasem w przysłowiowej trawie piszczy....
W roli wokalisty niezmordowany Rob Rock, który z niewielką w międzyczasie przerwą na powrót legendarnego Bonneta, śpiewa u Impellitteriego od drugiego albumu. A Chris Impellitteri pastwi się nad swoim wiosłem z dobrze nam wszystkim znaną pasją i uporem maniaka, tylko niestety niewiele z tego wynika. Całość jest poddana dość monotonnemu (nudne, wręcz schematyczne zwrotki i refreny) obrazowi. Każdej kompozycji towarzyszy ten sam zadziorny śpiew Roba Rocka - niezachwiany w jakąkolwiek ze stron, poza wyznaczony szablon, plus do bólu przewidywalne chórki i gitarowe galopady naszego głównego bohatera.
Odnoszę wrażenie, że Impellitteri dobrze się czuje w tym swoim świecie i niewiele go obchodzi, że wszyscy inni wyrośli już z tych zabawek.
W zasadzie trudno jest przyswoić tę płytę, jakoś poukładać, posegregować...., wszystko wydaje się identyczne. "Venom" to jeden wielki gitarowy onanizm. Liderowi ewidentnie zależy, by wszyscy doceniali jego umiejętności, które dla niego bywają najistotniejsze.
Być może będzie to atrakcyjna płyta dla początkujących "metali", dla których przede wszystkim ma być głośno i szybko, a sama treść i istota sprawy, przyjdą dopiero z wiekiem.




Andrzej Masłowski 

Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"