czwartek, 23 lipca 2015

SLASH featuring MYLES KENNEDY & THE CONSPIRATORS - "Live at the Roxy 25.9.14" - (2015) -




SLASH featuring MYLES KENNEDY & THE CONSPIRATORS
"Live at the Roxy 25.9.14" - (ARMOURY RECORDS / UNIVERSAL) -
***

Pamiętam jak fani Guns N'Roses oczekiwali "Chinese Democracy", a Axl Rose wymyślił najpierw albumowy tytuł, a później się bezczelnie latami lenił. Trwało to tak długo, że w końcu wszyscy zdążyli o całej sprawie zapomnieć, bądź w najlepszym razie na nią zobojętnieć. Gdy już wreszcie jaśnie pańskie dzieło trafiło do sprzedaży okazało się, ze jest jednym ogólnym gniotem. Na tym tle, różne projekty z udziałem Slasha prezentowały się sporo ciekawiej, choć nie do końca podzielam zachwyt nad śpiewającym u jego boku Mylesem Kennedym.
Wydany niedawno 2-płytowy "Live at the Roxy 25.9.14" jest zapisem występu z niewielkiego gabarytowo, ale kultowego jednak klubu Roxy (grali tam w swoim czasie choćby Peter Gabriel czy U2), mieszczącego się na Sunset Strip - West Hollywood, w zachodniej części Los Angeles.
Tak jak należałoby się spodziewać, na repertuar występu złożyły się kompozycje z przekroju całego dorobku Slasha, a więc klasyki Guns N'Roses: "Nightrain", "You Could Be Mine", "You're Crazy", "Rocket Queen", "Sweet Child O'Mine" czy "Paradise City", jak i kompozycje z ostatnich kilku lat, popełnione już z Mylesem Kennedym, jak choćby: "Bent To Fly", "You're A Lie", "World On Fire", plus kilka innych.... Do kompletu dochodzi tu jeden smaczek z repertuaru Velvet Revolver "Slither", a także nagrania wykonywane niegdyś w towarzystwie doborowych gości, jak Ianem Asturym (wokalistą The Cult) "Ghost", bądź Lemmym (z Motorhead) "Doctor Alibi".
Szkoda, że tych ostatnich dwóch nie udało się w Roxy Theatre zaprezentować przy udziale obu tamtych znamienitych dżentelmenów. Byłoby nieco urozmaicenie i mocno ciekawiej. Bo niestety na dłuższą metę śpiew Kennedy'ego wydaje się być męczący. Pomimo brawurowej gry Slasha i kolegów z The Conspirators, słuchacz odczuwa znużenie jego monotonną krzykliwą manierą. Dopiero przyjemnie uszy rozpieszcza ponad 17-minutowa wersja "Rocket Queen", w której Slash panuje wręcz niepodzielnie, pastwiąc się nad swymi sześcioma strunami z dziką rozkoszą.
Repertuarowo solowe dokonania Slasha są dużo ciekawsze od nudziarstw jego byłego zespołowego kumpla Axla Rose'a, i gdybym tylko potrafił zaakceptować trochę nijaki i mocno "napięty" śpiew Kennedy'ego, to przyklasnąłbym chwytliwości numerom, w których on sam kompozytorsko maczał przecież swe łapska, jak choćby: "Starlight", "Bent To Fly", "World On Fire" czy "Anastasia". Należy podkreślić, iż wszystkie one w zetknięciu z żywiołowo reagującą publicznością potęgują odpowiednią mocą.
Pełen wigoru żywiołowy występ. Odstawiając na bok moje uprzedzenia do Kennedy'ego, w którego ustach wszystkie kawałki brzmią tak samo, można ten koncert nawet uznać za bardzo udany.





Andrzej Masłowski 



Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00




"... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce 

najpiękniejsze"