wtorek, 16 grudnia 2014

BOB SEGER - "Ride Out" - (2014) -

BOB SEGER
"Ride Out" - (HIDEOUT RECORDS / CAPITOL) -
****1/2


O tym, jaki to obecnie u nas mało popularny artysta, niech zaświadczy fakt, że jego najnowszą płytę musiałem sprowadzać aż zza Wielkiej Wody. Dodam nieskromnie, że bez żadnego wcześniejszego odsłuchania w sieci, ponieważ takich artystów jak Bob Seger, po prostu kupuje się w ciemno. Inna sprawa, że ja czynię tak zawsze.
Seger nagrywa rzadko, a nawet jeszcze rzadziej, i choć jego firmowe logo nie zmieniło swego charakteru, ni czcionki, to od lat brakuje mu obowiązkowego dopisku: The Silver Bullet Band. Proszę mi jednak uwierzyć, że jego braku wcale nie odczujemy, ponieważ aktualna bezimienna "orkiestra" także gra jak za czasów: "We've Got Tonite", "Against The Wind" czy "Still The Same". Nie mam jednak absolutnie zamiaru nikomu wmawiać, że "Ride Out" stoi na równi z takimi płytami jak: "Stranger In Town" czy bestsellerową "Against The Wind". Choć tym razem jednak....
Segera kompletnie nie doścignął upływ czasu, wciąż w nim ta sama moc, ta sama chrypka, ten sam entuzjazm i wykonawcza ekspresja.
Na pierwszy albumowy rzut idą trzy dynamiczne akcenty, najpierw mięsisty "Detroit Made" (kompozycja Johna Hiatta), następnie rock'n'rollowy "Hey Gypsy", po czym "The Devil's Right Hand" (autorstwa Steve'a Earle'ego) - z fajnie roztańczonymi organami. Po nich maestro serwuje nieco monotonny, lecz fajnie kąśliwy i przy okazji tytułowy "Ride Out". Dopiero po dobrych kilkunastu minutach pojawia się pierwsza, i to - na pół-ballada "Adam And Eve" (kolejny numer obcego autorstwa - Kadeya Chambersa i Shane Nicholson). Drapieżna, folkowa, niemal Sprinsteen'owska - z bandżo, mandoliną i skrzypcami w tle.
Drugą część płyty rozpoczyna piekielnie dobry numer Woody'ego Guthriego "California Stars". Wyobrażam sobie co mogliby z nim zrobić nawet Bruce Springsteen, John Mellencamp czy Joe Cocker, ale to właśnie Seger czuje się w nim jak ryba w wodzie.
Po tych kolejnych blisko pięciu minutach, pojawia się dość zadziorny "It's Your World", choć ten wydaje się nieco monotonny. Za to następny "All Of The Roads", to kolejna bogata aranżacyjnie ballada - z "tym" charakterystycznym pianinem, gdzieniegdzie wspomagana dodatkowo skrzypcami. Po prostu - poezja smaku. Po niej następuje kolejna ballada, a raczej refleksyjna pieśń "You Take Me In" - zupełnie jak za najlepszych Seger'owskich lat. No i pozostał nam już tylko finałowy "Gates Of Eden". Kolejny podniosły fragment tej płyty. Fanfarowe i gdzieś tam schowane bębny, plus pojedyncze akordy gitar i pianina, bowiem najważniejszym tutaj pozostaje niezwykłej urody, wręcz lamentujący śpiew Segera, wspomagany przez country'ującą Barbarę Payton. To utwór z gatunku tych, które nabierają dramaturgii z każdą kolejną chwilą, aż w końcu eksplodują.
Jak króciutko. Ledwie nieco ponad trzydzieści minut. Jednak jeśli zafundujemy sobie edycję limitowaną, to czekają nas jeszcze trzy piosenki, przez co album wydłuży się do bitych trzech kwadransów.
Pierwsze dwa dodatki, choć urocze i autentycznie niezłe, odstają z lekka wszystkim wcześniejszym, za to pozostawiona na deser finałowa ballada, to swojego rodzaju kropka nad "i". "Let The Rivers Run" - blisko cztery minuty, bez których album wydawałby się jakiś niekompletny. Seger śpiewa z religijnym uniesieniem, zupełnie jak na ważnej ceremonii. No i jeszcze te smyczki i dosłownie dostojne pianino.
Wspaniała płyta! Po ośmiu latach nienagrywania. Bo jak już, to raz, a dobrze.




Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP