Wydawnictwa GAD Records kuszące. Efektownie zharmonizowane dźwiękiem i piórem dopingują do posiadania. Tym bardziej, że oto SBB okresu, który lubię jakoś wyraźniej. Lata 74-81 mieli szczególnie fascynujące - oczywiście albumowo, albowiem koncerty to jeszcze inna bajka. A zatem, etap dziejów w personaliach: Józef Skrzek, Apostolis Antymos i Jerzy Piotrowski. Kiedyś na Athimosa, nie mówiono: Apostolis Anthimos, a Antymos Apostolis. Żałuję jednak, że mimo wszystko nie pograli więcej jako kwartet, ze Sławomirem Piwowarem na gitarze. Z jego udziałem "Memento z Banalnym Tryptykiem" to moi ulubieni SBB.
Na czeskim, wydanym przez Supraphon longplayu "SBB", tylko dwie - ponad dziewiętnastominutowe kompozycje, ale u SBB był to wtedy standard.
Kompetentny, na światowym poziomie prog rock, z domieszką psychodelii oraz free jazzu, szczególnie uwypuklone we fragmentach "Odejścia". Byli ramię w ramię z Mahavishnu Orchestra. Ciekawe tylko, czy ekipa McLaughlina posłuchała tej konkretnej muzyki. Nachodzi mnie właśnie Michał Roman z barejowskiego klasyka: "ciekawe, czy Amerykanie wiedzą, że u nas na setkach jest Waryński".
Niełatwo było grać wyzwolonego, pokojowego rocka, w kraju zniewolonym przez ZSRR. A przecież połowa tamtej Europy tkwiła właśnie w Bloku Wschodnim i wszędzie dociśnięty pas. Jedynie Polska i jej zawsze niepokorny lud jakimś cudem wywalczył sobie lufcik wolności artystycznej. Władze niekiedy przymykały oko, luzowały pas cenzury, przez co mieliśmy odważne filmy, postępową muzykę i mocne kabarety. Oprócz nas, jeszcze Jugosławia uprawiała na pół/rynkowy rodzaj socjalizmu. Było im łatwiej, ponieważ ich położenie geograficzne nie przylegało enklawą do Związku Sowieckiego. Inna sprawa, że wszystkie te piszące cyrylicą nacje, do dzisiaj nie pojęły różnicy między Breżniewem a Putinem i są zauroczone życiem pod rządami surowej ręki. SBB i ich ekscytująca muzyka, której nie kumałem jako nastolatek, lecz która zawsze mnie pociągała. I pewnie dlatego, bez większej namowy, ze czterdzieści lat temu, a może i tyciu więcej, dałem się wyrwać na solowy, nieco mroczny i jakby z atmosfery Wojny Światów występ Skrzeka w jednej z dwóch sal Kina Słońce. Tej dużej - co podkreślę, a jednocześnie wyjawię - w małej nigdy nie byłem.
Nie przyszło zbyt wielu ludzi. Dziwne, wszak mowa o czasach, kiedy każda niezależna sztuka jawiła się powiewem wolności. W Słońcu zaś, w przestrzennym wnętrzu kinowym, z godnym sceny koncertowej podestem, zasiadywał jednak tamtego popołudnia jakiś liczebny narybek, frekwencyjny odrzynek moich oczekiwań. Po latach zgadaliśmy się z Krzyśkiem Ranusem i okazało się, że to właśnie On ten koncert zorganizował. Wtedy Pana bluesowego jeszcze nie znałem, za to znałem nieżyjącą już Magdę Hałuszczak - prywatnie siostrę Przemka Hałuszczaka - niegdyś m.in. harmonijkarza Non Iron, a tak w ogóle - uznanego przecież gitarzystę klasycznego, z naciskiem na flamenco, w której to dziedzinie zdaje się cały czas Pan Przemo działa, jako edukator/korepetytor.
Magda była moją sąsiadką, mieszkała dosłownie bramę obok, a że lubiła muzę i znała trochę ten światek... tak też owego dnia wyciągnęła mnie i jeszcze jakiegoś kumpla (nie pamiętam już, kogo), na solowy koncert szefa SBB. Schorowana dziewczyna, całe życie przykuta do wózka, oferowała się wiedzą i elokwencją, w zamian oczekując pomocnej dłoni - i wszystko chyba działało. Serce podeszło mi do gardła, gdy po zakończonym występie spostrzegłem, jak w naszym kierunku zmierzał Skrzek, po czym z serdecznym uśmiechem uwiesił się wręcz na szyi Magdy, wyściskując i otulając życzliwym słowem. Znali się, a my z kolegą tego wcześniej nie wiedzieliśmy. W nagrodę uścisk dłoni Mistrzowi. To było coś! Graba z faciem, którego muzykę wszędzie podziwiano - nie tylko w kraju nad Wisłą. Wielbili ją Czechosłowacy, Finowie, Niemcy i gdzie tam jeszcze. Niezapomniana chwila z liderem tak zacnej grupy - nie na wyłączność uznawanej jedynie w socjalistycznym burdelu. Ale ale... taka wolność u SBB miała też swoją cenę. Niekiedy zazdrość upokarzała muzyków, jak np. kontrole graniczne w obrębie naszego bloku mlekiem i miodem płynącego. Tamtych czasów na szczęście już nie ma, a muzyka przeżyła.
andy
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub afera.com.pl
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Polskie Radio Poznań) lub radiopoznan.fm