środa, 21 sierpnia 2024

love songs

Miło było na poniedziałkowym Uspokojenia FM zaserwować Paula Younga w numerze Joy Division "Love Will Tear Us Apart". Ach, to była niegdyś płyta "No Parlez". Wszyscy chcieli mieć, pamiętam. Ja także. Nie tylko dla tego kawałka, ale i dla "Come Back And Stay" i pozostałych, ma się rozumieć. Gdy tylko ktoś przyniósł na giełdę, zaraz był nabywca. Długo nie mogłem upolować. Schodziło na pniu.
Dlaczego zatem na moje rejdiostejszyn zaciągnąłem właśnie Paula Younga składaka? Na dodatek jeszcze o takim obciachowym tytule "Love Songs"? Ano przewrotnie, głównie w obronie składanek, którym często przypisuje się status gorszości. Że bezduszne, że pozbawione koncepcji, że nie oddają klimatu konkretnych albumów, ranią nastroje poszczególnych sesji, itd... Po części w tym ziarno prawdy jest, acz nie do końca. Stworzyć markowe 'best of', czy jak w tym przypadku 'love songs', też trzeba się nagłowić - przejrzeć piosenki, zestawić ich brzmienie, by w przybliżeniu szły po jednej linii, a i pasowały nastrojem do jednej przed i tej kolejnej w zestawie... Jest więc sporo czynników przemawiających za, jeśli producent takiego albumu wie, co pragnie osiągnąć. Dlatego nie uważam "Love Songs" Younga za byle zbieraka, bez krzty dobrego smaku. I proszę Szanownego Państwa, nieraz jeszcze pofatyguję, czy to na Rocha, czy Berwińskiego, jednego czy drugiego w tym tonie besta, by zrzucić z nich klątwę.
Paul Young - obecnie sześćdziesięcioośmioletni szpakowaty dżentelmen, o wciąż dobrym, posypanym z wierzchu cienką warstwą żużlu głosem, idealnym do lekkiego rocka, a już ballad na pewno. Ten drugi czynnik staje w obronie "Love Songs", a nawet wręcz upraszał się o ten konkretny, blisko już trzydekadowy album.
Spójrzmy na tracklistę; siedemnaście kawałków i żadnego od macochy. Oj, macocha - okropne słowo. Podobnie jak ojczym czy konkubina. Wszystkie brzmią meliniarsko. Słyszę w nich denaturat i popsute jedzenie.
I tak, na jednej płycie, tego zacnego pop'śpiewaka, wspomniane już "Love Will Tear Us Apart", co także z repertuaru Halla i Oatesa "Everytime You Go Away", ponadto "Senza Una Donna" - wraz z Zucchero, czy "Everything Must Change", a i jeszcze zaśpiewany do spółki z Paulem Carrackiem cover Crowded House "Don't Dream It's Over". Mieszanka miłosnych hitów, która nawet w tak pokaźnej dawce, o zgagę przyprawić nie powinna. Jedyna szkoda, że nie dali z repertuaru Joni Mitchell "Both Sides Now", albowiem Paul Young w duecie z Clannad to jest coś. Chociaż, od tego inny jego składak - "From Time To Time", bądź na ekranie komedyjka "Switch - trudno być kobietą".
A tak w ogóle, chętnie powróciłem do tych wszystkich dawno niesłuchanych piosenek.

a.m.

"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl