Za piwem nie przepadam, ale Garage smak maracuja/chili fajny. Piwo na słodko, to jest jakiś pomysł. Szczególnie na lato. Leję więc w grdykę - jedno, potem drugie... nawet trzecie. I muszę przyznać, po trzeciej butelce na duszy lżej. Ale zostawmy puste butle i zajrzyjmy do Andy'ego nory. Co słychać? Z odtwarzacza kręcą się sprzed trzech dekad Hootie & The Blowfish. A wszystko zaczęło się od niedawnego zastępstwa u pana bluesowego. Nigdy nie wiem, czym dogodzić jego Słuchaczom. Podobno rzadko mi się udaje. Odmówić zastępstwa nie odmówię, ponieważ kumpel to kumpel, jednak przyznam, nie lubię tworzyć audycji dla nieswojego grona. Zestawiając tamten program pomyślałem, tyle razy w bluesowej godzinie zapodałem Bonamassę, Gary'ego Moore'a czy Lynyrds, a ostatnio, z racji oczywistych Mayalla, może by więc jakoś inaczej? I tym sposobem wyciągnąłem z półki dwie płyty Hooties - debiut "Cracked Rear View" oraz cztery lata młodsze "Musical Chairs". Jak to bywa, w audycji czasu zabrakło, więc tylko skrobnąłem nutkę z tej drugiej, a szacowny debiut mikroskopijnie zapodałem w nocnej fazie własnego już Nawiedzonego. I łyso mi teraz, albowiem potraktowałem sprawę jak taki cienias didżej. Narosła więc we mnie potrzeba rehabilitacji, tym bardziej, iż Hooties nie chodzą na moim FM regularnie. Zresztą, w ogóle nie pamiętam, kiedy byli na mym paśmie. Podobnie, jak pokrewne kapele, które cenię, a nie prezentuję. Sprawa dotyczy nieodległych stylistycznie Counting Crows czy opiewających w podobne myślenie The Wallflowers lub Live, a nawet Del Amitri. Tych ostatnich jednak zdaje się niedawno coś tam przypomniałem. Coś mi świta.
Jedną z dobrze schodzących wtedy płyt i stale od dystrybutora dobieraną, acz nawet w naparstku rzecz to niegrunge'owa, był debiut Hootie & The Blowfish "Cracked Rear View". Wiadomo, nie ta skala sławy, co w Ameryce, tym bardziej, że u nas zawsze mało słuchano rocka tamtych stron, poza tym, byliśmy wówczas dopiero na rozruchu muzycznego rynku. Pierwsze światowe premiery po upadku pe'er'elu na naszych półkach. Podniecało mnie, że nareszcie mogę wszystkie nowe albumy dawnych i obecnych pupili kupować w dniu światowych premier. I jeszcze na kompaktach zdobywać albumy, które zajmowały kupę miejsca na starych winylach, przez co sięgałem po nie z coraz mniejszą ochotą.
"Cracked Rear View" - wystarczy nagrać taki album, by się ustawić do końca życia. Status Podwójnego Diamentu (co oznacza przekroczenie dwudziestu milionów nośników) - tylko w samych Stanach! Przy czym, i tak niewiarygodne, iż ta korzenna folk/heartlandrockowa muzyka, niekiedy w chórkach czerpiąca z gospel, spodobała się naprawdę wszędzie, nawet w Polsce. Wytwórnia się obłowiła, wyciągnęła z tej jednej płyty ileś milionów dolców zysku, przy skromnym budżecie na produkcję, ponieważ nikt nie spodziewał się od takiego grania, aż tak konkretnego komercyjnego rozmachu. Zapracowały na całość atrakcyjne, chwytliwe, choć szorstko zaśpiewane piosenki, że wymienię kilka z brzegu, z mojego zapisanego w dźwiękach kompaktorytu: "Hannah Jane", "Only Wanna Be With You" czy "Hold My Hand". Pozostałym też niczego nie brakuje, proszę sobie nie myśleć. Warto, wręcz należy posłuchać. Cóż za niespodziewany medialny materiał. Niby alternatywny, czyli z góry niszowy, a jednak pokochały go radio-rozgłośnie, listy przebojów, półki sklepowe... i zwykli ludzie - przede wszystkim.
a.m.
"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub afera.com.pl