niedziela, 26 lutego 2023

penetrator

Ted Nugent - gitarowy Gonzo Ameryki, w latach 70' nie do pobicia. Jego włosy wiatr rozwiewał po rurę wydechową, a wczesne płyty, bez niepotrzebnych krętactw, siłą natury pokrywały się Platyną, zaś na "Free-For-All" (1976) przepustkę do lat świetności szlifował Meat Loaf.
Kiedy byłem o czterdzieści lat młodszy winyle Nugenta oddychały zaduchem i papierosowym dymem studenckiego Wawrzynka, który we wszystkie niedziele, pomiędzy dziewiątą a czternastą, był najcudowniejszym miejscem znanej mi Polski okresu 77-85. Chyba nie było fana cięższych brzmień, który nie otarłby się w tamtym miejscu o jedno czy drugie dzieło tego gitarowego dzikusa. Jego ślizgi po gryfie pachniały lepszym światem, a przede wszystkim nowocześnie zrealizowanym hard'n'heavy, jakiego w Polsce nikt nie uprawiał, natomiast do Iron Maiden i mocniejszego lica Judas Priest, było jeszcze parę minut.
"Penetrator" to już nieco późniejszy i za sprawą klawiszy złagodzony album Mistrza. Ewidentnie skierowany ku szerszej publice i rzecz jasna o nadziei pobuszowania w górnych rejonach dwusetki Billboardu. Ale wynik słaby, ledwie #56. Inna sprawa, że dzisiaj każdy metal czy hardrocker, o takim notowaniu może tylko pomarzyć.
Ostatnio na moim FM przypomniałem numer "My Little Red Book", kompozycję spółki Burt Bacharach/Hal David, którą Nugent nagrał na jeszcze późniejszy i raczej średniawy album "Little Miss Dangerous". Jednak to właśnie za sprawą niedawnej śmierci Burta Bacharacha, a i w konsekwencji wygrzebania jego paru numerów, niekoniecznie zaśpiewanych tylko przez Dionne Warwick, przypomniałem sobie o choćby Tedzie Nugent'cie. Trochę się facio na mej płytowej półce zleżał, więc powstała okazja, by przypomnieć najlepsze momenty z jego, co również mego życia.
Na "Penetrator" przemiennie śpiewają (no, może nie do końca tak jeden po drugim) Ted Nugent oraz zmarły przed trzema laty Brian Howe. Ten drugi wystąpił u Gonzo tylko na tej płycie, a potem czmychnął na wiele lat do Bad Company, zastępując przy sitku Paula Rodgersa. Jako, że Ted Nugent świetnym gitarzystą, lecz kiepskim wokalistą, na "Penetrator" przodują kawałki z Howe'em. Inna sprawa, że w warstwie kompozycyjnej też sporo ciekawsze.
Na stronie A wyskakuję ze skóry przy: "(Where Do You) Draw The Line" (rzecz spółki Bryan Adams/Jim Vallance), "Knockin' At Your Door" (kompozycja Andy'ego Frasera z Free) oraz zamykającym pierwszy albumowy rozdział "Go Down Fighting". Szczególnie lubię ten środkowy fragment. W życiu nastawiałem go dziesiątki razy i nawet teraz, aż chce się pod jego rytm chwycić za wiosło i wbić w tłum. Strona B już mniej okazała, bo i niepotrzebnie tyle ryja (dosłownie!) drze tu sam Nugent. Niemniej, i w tej odsłonie znalazła się jedna, zaśpiewana zresztą przez Howe'a perełka "Blame It On The Night". I dla tego momentu warto płytę przerzucić celem jej kontynuacji.
Konkludując, nie jest to najokazalsze dzieło tego zdumiewająco odjazdowego w tamtych latach Amerykanina, lecz darzę je sporym sentymentem oraz kilku zatrzymanymi kadrami szalejącego przy tych nutach dziewiętnastolatka, bo tyle miałem na liczniku. W 1984 roku istniałem już w miarę dojrzałym odbiorcą, którego Nugent wykrystalizował na pozyskiwanych w przywołanym wcześniej Wawrzynku albumach: "Weekend Warriors", "State Of Shock" czy "Scream Dream". Oj, chata się przy nich zatrzęsła nie raz, nie dwa, a niekiedy nawet interweniowali sąsiedzi. Na domiar dobrego, nigdy wizyty nie złożyła milicja, a lokatorzy wciąż odpowiadali na moje 'dzień dobry'.

a.m.

 

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzywiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"