Miałem napisać w niedzielę, ale coś odwróciło moją uwagę... 16 lutego odszedł Majk Moti (czyli Michael Kupper) - gitarzysta Running Wild. Grał z nimi na kilku najwcześniejszych albumach, za wyjątkiem debiutanckiego. Świetne czasy, kapitalna ekipa. Miałem bzika na punkcie ich
"Under Jolly Roger". Albumu niczym Wenus - wściekłego, kipiącego i żarzącego. Szalenie dobre coś, kupione przeze mnie jednak stosunkowo późno, gdzieś już w epoce kompaktowej. Ale znałem płytę świetnie, niemal na pamięć. Kilku moich kumpli miało na kasetach, słuchałem więc z nimi raz po raz. Nie tylko zresztą
'dżoli rodżer', bo i też
"Port Royal" bądź
"Branded And Exiled". Szlachetnie wspominam żelazne chwile tamtego bandyckiego metalu spod pirackiej bandery. I tylko szkoda, że o obecnych Running Wild da się już tylko myśleć meteorologicznie: z dużej chmury mały deszcz.
Numer
"Under Jolly Roger" to jedna z perełek szybkiego, refrenowego i wściekłego metalu:
'wywieśmy naszą flagę, niech się nas boją, bliski ich koniec, oto strzelające spluwy i armatni huk, nie ma poddaj się, nie ma odwrotu, po prostu walcz!.'Majk Moti po odejściu z Running Wild robił za programistę komputerowego, a i pracował w cyfrowej reklamie. Nie za to jednak pamięć o nim.
Dyskretny Szczęk Blach traci ważną postać, której piekielne po gryfie ślizgi pozostaną w nas - metalach, oraz na tych paru albumach.
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"