środa, 18 lipca 2018

zgred na wakacjach

Deszcz pada, deszcz pada, cieszcie się dzieci... A nie, to przecież było inaczej: śnieg pada, śnieg pada, cieszcie się dzieci... Do tego czasu jednak mam nadzieję, że jeszcze droga długa i wyboista. Choć niestety, coraz bliższa. Wczoraj deszcz, dzisiaj deszcz - ha ha ha, Masłowski zaczął wakacje. Bójcie się wszyscy goszczący w moim sąsiedztwie. Tak będzie do poniedziałku. Dopiero, gdy wyjadę, zaświeci słońce. A tymczasem: ciągle pada... - jak niosą słowa innej piosenki. Także okropnej. Nie lubię jej, jak niemal w całości Czerwonych Gitar. Niemal, to jednak niemal, bowiem akurat płyta "Rytm Ziemi" niezła. Najlepszą bezkompromisowo urokliwe "Port Piratów". Melancholijny Seweryn Krajewski, ten z połowy-, oraz drugiej połowy lat siedemdziesiątych, najbardziej przekonujący.
Piosenkę "Ciągle Pada" wykonywali w latach dziewięćdziesiątych również niejacy Lizar. I było to równie złe, a może jeszcze gorsze. Jak widzicie mili Państwo, piosenki o laniu z nieba, zazwyczaj nieudane - włącznie z "Singin' In The Rain". Zdarzały się jednak wyjątki, typu Magnum "So Let It Rain" - no, i wówczas może lać. 

Pierwszy dzień upłynął miło i z zaskoczeniem. W restauracji podczas obiadu nakryli nas lubiani znajomi, którzy właśnie zabalowali pod niemiecką granicą, jednak tego dnia nabrali ochoty na wycieczkę. Było miło, jak jasna cholercia. Wszyscy sobie wpadliśmy w ramiona, spędzając resztę dnia. Jest szansa niebawem spotkać Tomka Ziółkowskiego z rodzinką, bo też zabawiają od nas kilkadziesiąt kilosów, lecz bardziej na wschód. Mam jeszcze nienapoczętego litrowego Ballantinesa, także...
W pokoiku hotelowym tradycyjnie za ciasno. Nie ma gdzie porozstawiać gratów, a ja mam komputer, pożyczoną mini wieżyczkę stereo, choć z działającym tylko jednym głośnikiem. Na szczęście słuchawki chwytają wszystko. W zapasie jeszcze discman - niestety też nadpsuty. W gratisie jedno łóżko w zapasie, w razie, gdyby mi się na przydzielonym znudziło. Oczywiście atrakcją - jak zawsze - łazienka. Taka z niebezpiecznie kolebiącą półką na przyrządy do golenia. Wszak żaden ze mnie hipster, golę się, za co przepraszam bywalców klubów, w których napojem głównym Fritz Cola. Ach, jeszcze od lat zwyczajowy brak wanny. Współczesne chodzenie na skróty. Trudno, jakoś bez niej przeżyję tych kilka dni.
Wanna, to akwen klimatyczny, skłaniający do refleksji i zadumy. Prysznic zaś kojarzy mi się z szybkim ćmikiem w szkolnej toalecie. 
Najgorsze te wszystkie wakacyjne prysznice, ze zmiennocieplną wodą. Podczas jednego spektaklu można się jednocześnie poparzyć, by po chwili odmrozić najcenniejsze męskie skarby. 
Hmmm, a może ze mnie rasowy zgred? Podobno podstępna starość skrada się niczym przedwczesna zima.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"