piątek, 6 lipca 2018

pies policyjny

Ostatnio w rozmowie na temat ktoś wyraził zaniepokojenie, iż Tomek Beksiński posiadał ledwie dwa tysiące płyt. Tylko? Może i dla kogoś taka ilość to "tylko", za to mowa o dwóch tysiącach ściśle wyselekcjonowanych i naj naj najlepszych. Niedawno inny ktoś zauważył, jak pewien poznański muzyczny dziennikarz dżezowy posiada ponad pięćdziesiąt tysięcy dysków. Nie wiedziałem, że w ogóle tyle wyszło. Wielce prawdopodobne, że kupuje co popadnie, a jeszcze więcej podsyłają mu wytwórnie lub jacyś wschodzący wykonawcy. Tak więc możliwym, iż z tego czterdzieści dziewięć tysięcy do kosza. Nie ilość, a jakość. Muzyka, to nie wyścigi, nikt w tej kategorii nie bije się przecież o złotą patelnię.
Po wczorajszym tekście odezwało się kilku obrońców rodzimej twórczości. Słowo daję, jeśli tylko odkryję jakieś niezwykłe zjawisko na współczesnej polskiej scenie, pierwszy butlę odkorkuję. Tylko błagam, proszę nie podsyłać próbek. Wszystkie z ostatnich lat chybione. Najzwyczajniej polska muza jest genialna, tylko ja coś nie mam szczęścia. 
Obecnie byle dyletant chwyta za mikrofon i nakazuje mówić do siebie: artysta. Wystarczy domowy laptop, kilka kabelków, jakieś doładowane basem głośniczki, i już mamy studio nagraniowe. Każdemu takiemu wydaje się, że w pół godziny pojmie tajniki pracy Boba Rocka lub innego Rona Nevisona.
Zanika też szlachetne didżejowanie. Obecni rozkręcacze imprez nie potrzebują dwóch gramofonów, wystarczy im odpowiedni i pojemny program z muzyką w komputerze, do tego buchająca para, trochę decybeli i na parkiecie podchmielone towarzystwo. Ciekawe, czy w tym ZAIKS-ie tolerują takie okradanie artystów, bo nikt mi nie wmówi, że takowe didżejstwo kupuje oficjalne pliki. A dla równowagi zauważę, że za muzykę w taksówce lub u fryzjera, właściciele owych firm płacą coroczny i odnawialny haracz. Inna sprawa, że didżej z płytami, a taki grający przez całą dobę z kompa, dla przykładu w radiowej Esce, to dwie odrębne kwestie. Na poparcie mego spostrzeżenia posłużę się pewną scenką z filmu, z udziałem porucznika Columbo. Otóż, do pewnego instytutu cybernetyki wchodzi ze swoim bassetem najlepszy porucznik w dziejach policji w Los Angeles. W pomieszczeniu, do którego gliniarz zmierza, znajduje się pewien młodociany geniusz. Columbo już na wejściu przedstawia się chłopcu, że jest policjantem, a ów basset, to jego pies. Młodzieniec zaskoczony flegmatycznym zwierzęciem słownie dostrzega: nie wygląda na psa policyjnego. Columbo jednak natychmiast strofuje: bo to nie jest pies policyjny, a pies policjanta.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"